Od Oliver CD Robin

    Nie wiem która była godzina kiedy obudziłem się, zalany zimnym potem. Nie powiem że człowiek nie byłby w stanie się do tego przyzwyczaić, ale niestety dla mnie zawsze jest tak samo. No bo jak mogę po prostu nie myśleć o tym? Ktoś umrze i teraz ja o tym wiem. Złapałem się za głowę i siedziałem chwilę zastanawiając się nad tym wszystkim. To wydawało się zbyt bliskie.
- Mam mało czasu - szepnąłem do siebie. To nie był przeciętny wypadek, jak zwykle. Nie byłbym w stanie zliczyć ile nocek zerwałem przez nieszczęśliwą kolizję samochodów, albo zawał serca. Tym razem to była strzelanina. Gdy ostudziłem się trochę, wyciągnąłem telefon i zacząłem notować wszystko co pamiętam. „Kasyno, awaria, atak, dwóch rannych, jeden zabity, cienie?”. Po stworzeniu tej krótkiej notatki próbowałem się skupić na wyglądzie pomieszczeń. Starczy tego spania, czas się brać za robotę. Podniosłem się gwałtownie i złapałem za laptopa. Stojąc przy biurku rozpocząłem poszukiwanie tego jednego, konkretnego kasyna. Po przejrzeniu wielu stron internetowych, galeria jednej z nich przykuła moją uwagę. Takie same krzesła, stoły i czerwony kolor.
- To tu - szepnąłem do siebie i złapałem za karteczkę samoprzylepną. Adres spisałem na niej i nakleiłem w miejscu pod klawiaturą laptopa, na której swoją drogą było już chyba więcej karteczek niż powinno mu pozwolić na normalne zamknięcie się. A jednak dawał radę. Nerwowo przejrzałem godziny otwarcia. Pamiętałem twarz jednej dziewczyny, chyba pracowała tam. Z zastanowieniem zajrzałem do zakładki „personel” na stronie z nadzieją znalezienia tej jednej osoby. - Mam nadzieję że to nie był klient. - mruknąłem pod nosem. To by nie miało sensu, jej strój wskazywał na to że pracowała chyba przy jednym ze stołów. Moment mi zajęło odnalezienie zdjęcia brunetki z dopisanym imieniem i nazwiskiem
- Robin. - dodałem do mojej miniaturowej notatki. We śnie stała blisko mnie przez moment. Może ona będzie mogła jakoś mi pomóc. Z westchnieniem opadłem na krzesło żeby jednak może chwilę odpocząć przed pracą. Kątem oka złapałem godzinę na zegarku. 4:57. Jeszcze godzina zanim wstanę. Czy jest sens w ogóle zasypiać?
*********
    W pracy na szczęście tego dnia wiele się nie działo. W miarę możliwości skończyłem swoje zajęcia i zebrałem się do domu trochę wcześniej niż zwykle. Nikt nie miał z tym problemu. Zwłaszcza że byli świadomi, że jeśli coś wypadnie to nawet z domu się tym zajmę. Kontrolując nieustannie czas spakowałem wszystko co może mi się przydać, łącznie z bronią, jednak przed wyjściem drugi raz się nad tym zastanowiłem. Po wejściu do auta, pistolet w pokrowcu schowałem do skrytki w aucie i ruszyłem w stronę kasyna. Niecałe 10 minut później stałem już przed wejściem i obserwowałem każdego klienta w kolejce, wyszukując znaków szczególnych, kogoś podejrzanego. Niestety wszyscy, chociaż niektórzy chyba lekko upici, wyglądali przeciętnie i w miarę bezpiecznie. Będzie trzeba zobaczyć co w środku. Po wpłacie na wejściu rozejrzałem się po pomieszczeniu. Atmosfera tego miejsca była interesująca. Zmieszane zapachy alkoholu, różnych perfum z dymem papierosów. Brakowało tu świeżego powietrza, ale otwarcie okien chyba zniszczyłoby aurę tego miejsca. Po chwili zastanowienia skierowałem się w stronę małego barku po drugiej stronie od części od, wydaje mi się, że pokera. Albo jakiejkolwiek innej gry karcianej. Szczerze mało mnie to obchodziło. Nawet nie do końca się znam na tych grach, miałem cichą nadzieję że zostanę zignorowany na wystarczająco długo żeby sytuacja się rozkręciła. Zamówiłem drinka. Cały wieczór nie wziąłem ani jednego łyka ze szklanki, pragnę zauważyć. Stała obok mnie bardziej jako rekwizyt niż moje zamówienie.
    Minęło dobre dziesięć minut zanim spojrzeniem udało mi się złapać znajomą twarz. *Robin.* Zauważyłem też stół, przy którym byłem podczas mojego snu. Był niedaleko stołu przy którym siedziała ona. Po chwili zastanowienia zdecydowałem się podejść do dziewczyny, może dopytać o kilka spraw. Przechodząc między stołami dłonią lekko dotykałem blatów i się przeciskałem obok ludzi aż nagle zgasło światło. Zamarłem na chwilę i złapałem się pobliskiego stolika. Ojej. To dokładnie to miejsce ze snu. *********     Wszystko poszło dosyć prędko. Światło wróciło a razem z nim pokazali się nowi goście ze swoimi zwierzaczkami. Pojawił się strzał. Do tego czasu Robin już się wymykała do pokoju personelu. Po chwili bardzo powoli i najbardziej dyskretnie jak mogłem, udało mi się wcisnąć za nią. Zamknąłem za sobą drzwi, opierając się o nie. Na szepty i próby wygnania mnie, odpowiedziałem tylko ukazaniem mojej odznaki. - Przychodzę z pomocą. Tylko zachowajcie wszyscy spokój - wyszeptałem i nagle poczułem lekki ból głowy. Skrzywiłem się, mrużąc oczy - O nie - po tym cichym mruknięciu, w głównym pomieszczeniu zabrzmiał krzyk klientów, poprzedzony kolejnym wystrzałem z broni. Jest i druga ofiara. Czemu tak szybko? We śnie miałem więcej czasu na reakcję. Wziąłem się szybko w garść i wyprostowałem. Jemu już nie pomożemy. Może chociaż reszcie się uda uciec.
- Gdzie jest tylne wyjście? Gdzie poszła tamta dziewczyna? - spytałem. W odpowiedzi dostałem niemrawe wskazanie na drzwi. Byli przerażeni. Większość pewnie pierwszy raz w życiu znajdowała się w takiej sytuacji. Kilku z tych młodszych się popłakało - Zaraz tu wrócę. Obiecuję. - powiedziałem wychodząc z budynku. Przy okazji zadzwoniłem po wsparcie i karetki gdy złapałem zasięg.     Zaraz na wyjściu od razu zobaczyłem dziewczynę. Chciałem ją zawołać ale wtedy z ciemności wyłonił się drugi kształt. To wilk? A może lis? Nie, to coś to chyba pies i definitywnie nie jest przyjaźnie nastawiony do dziewczyny. Zareagowałem szybko. Zgarnąłem z ziemi przy budynku zardzewiały pręt. W kryzysowej sytuacji wszystko może się okazać przydatną bronią. Niepewny tego do czego ten pies jest zdolny, podszedłem powoli w stronę dwójki. Zakradłem się do stwora od tyłu i zdzieliłem go po łbie prętem. Spojrzałem na dziewczynę póki stwór był oszołomiony przez moment - Schowaj się - krzyknąłem do niej i nie musiałem czekać długo na reakcję. Robin, mimo że wystraszona, pobiegła za budynek przeczekać to i odsapnąć na moment.
- Zostaliśmy sami - stałem nad tym czymś, trzymając mocno pręt w dłoni. Był mocno zdenerwowany. Niski warkot stawał się coraz bardziej słyszalny z kolejnym krokiem tego czegoś w moją stronę. Wiedziałem że na mnie skoczy, teraz tylko trzeba było wyczekać kiedy. Nagle to się stało. Ostre zęby zbliżyły się niebezpiecznie blisko mojej twarzy, ale trzymając pręt poziomo, obiema rękami udało mi się powstrzymać jego szczęki od wgryzienia się mi w gardło. Pies nie mógł przez sekundę zrozumieć co się właściwie stało. Nadal zaciskał mocno zęby, ale nie mógł przebić się przez metal. Zwierz przez chwilę spróbował się cofnąć, żeby móc się uwolnić, ale w tym momencie pchnąłem go z całej siły i przewróciłem na bok. Kolanem przycisnąłem do ziemi łapy którymi wierzgał, starając się uwolnić, a pręt wyciągnąłem na chwilę z jego paszczy, żeby przycisnąć go do szyi zwierzaka. Nie mogłem przestać czuć że jest pokryty jakąś mazią. Jakby wyszedł właśnie z wanny oleju, który cieknie z niego teraz wiecznie.
- Paskudny jesteś - mruknąłem, siłując się ze stworem. Na ułamek sekundy spojrzałem się w stronę gdzie uciekła Robin, żeby się upewnić że dalej tam jest. Bardzo prawdopodobne było że piesek jednak mógł okazać się polować na z kolegami. Ten jeden moment obrócił tor walki całkowicie. Bestia wydała z siebie warkot i tylnymi łapami zaparła się o mój brzuch, zrzucając mnie z siebie. Przecięła się tym pazurami przez moje ubranie, zostawiając mnie z czerwonym śladem na skórze. Ręce mi się zatrzęsły z bólu co zluzowało ucisk na szyi psa i udało mu się ode mnie uwolnić. To coś poruszało się tak szybko. Nawet się nie zorientowałem, kiedy wylądowałem na ziemi, a łapy psa naciskały mi na świeże rany na brzuchu. Stał na mnie. Jego pysk był tak blisko mojej twarzy. Zbierał się do zagryzienia mnie.     Miałem wrażenie że to chyba mój koniec. Może dlatego mnie tu ściągnął ten sen? Może dlatego był taki żywy? Bo to miejsce mojej śmierci? Chyba nie ma co tak dramatyzować. Ze wszystkiego da się wyjść. Ale czegoś takiego? Zamknąłem oczy. Byłem gotowy na wszystko, jednak nic się nie działo. Odważyłem się na moment spojrzeć na mojego prawdopodobnie przyszłego mordercę. Nie widziałem ostrych zębów i świecących oczu wpatrujących się we mnie. Pies nastawił uszy i krążył wzrokiem za czymś znajdującym się za płotem. Wtedy do moich uszu też dotarł nowy dźwięk Syreny policyjne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^