Od Will CD. Ashley ft. (Jego Ex), Luke, idk

- Nie mogłeś tego zrobić sam, więc zrobiłam to za ciebie, Willamie.

- Nie mogłeś tego zrobić sam, więc zrobiłam to za ciebie, Willamie.

- Nie mogłeś tego zrobić sam, więc zrobiłam to za ciebie, Willamie.

- Nie mogłeś tego zrobić sam, więc zrobiłam to za ciebie, Willamie.



Willamie...

   Już  od dawna nikt mnie tak nie nazywał. Ciągle tylko słyszałem swoje przezwisko, jak jakieś imię dla psa, ale to imię, moje pełne imię, wywołuje tyle emocji i wspomnień, że aż przestałem go używać, aby ich nie czuć. Mało co czuje, ale rany pozostawiają po sobie ślad, a czas wcale ich nie leczy.
   Siedzę tu już od kilku dni z zdezaktywowanymi mocami, białymi ścianami oraz dwojgiem strażników stojących za niewidzialną, elektryczną powłoką. Przynajmniej plusem tego jest, że mogę z nimi porozmawiać, bądź minusem dla nich, że muszą wysłuchiwać takich głupot jak na przykład.... 
Moja ex.

*******

- Wiesz, że gdyby nie ja, nie miałbyś takiej świetnej dziewczyny, która przynosi ci takie śniadanie?
- Nigdy nawet nie myślałem o innej. Ty jesteś dla mnie jedyna, która mnie rozumie i nawet wie, co lubię na śniadanie.
- Widzisz? Być może posiadam dar.

***

- Myślisz, że te dwie gwiazdy to my? Same w tym całym bałaganie zwanym życie, otoczone innymi mniejszymi zwanymi problemami, ale nadal trzymają się razem i nigdy się nie rozłączą-
- I nawet jak jest dzień i ich nie widać to pozostają razem. Tak jak ja i ty, Kassie.

***

- Myślałaś, że się nie dowiem!? Myślisz, że to jest zabawne!? Jak możesz być takim potworem po moim zaufaniu, którego oczekiwałem od ciebie, a okazałaś się zwykła dziwką i szmatą, w dodatku manipulantką.
- śmiejąc się - Ja? No co ty głuptasku, przecież ja ci tego nie zrobiłam, po prostu się mylisz, tak jak zawsze, ale nie jesteś tego świadom.
- To nie jest praw... Tak. Popełniam błędy. Ciągle popełniam błędy. Nawet teraz. Czy wybaczysz mi moje błędne zarzuty wobec ciebie?
- Widzisz kto tu ma zawsze racje, oczywiście mój koteczku.

*******
   Moje czarne jak noc oczy całkowicie zmieniły oblicze mojej osoby, stanu. Nie wyrażały już nic, nawet tego, że nic nie mam. Puste jak butelka po piwie, zamglone i obojętne na wszystko. W tym całym zamieszaniu w mojej głowie, nawet nie zauważyłem, że nie spałem ani że minęło parę dni, a ja nadal tutaj siedzę, przez wrobienie mnie, rozmyślając, jak mogłem tego nie zauważyć. Do tego dochodził ten pisk w uszach, przez który nie mogłem się skupić na niczym, potem krzyki, pisk, krzyki, gruz? Wstałem powoli z ziemi, odrywając się od mojej żenującej rutyny pustki a nie daleko mnie zbliżała się postać. Wkrótce się okazało, że to była we własnej osobie Ashley! Ledwo słyszałem ją przez te wszystkie dźwięki alarmów, pisków i innych:

- Will! Nareszcie, chodź musimy spadać z tego (...) Wszystko w porządku? (...) -nie martw się, znajdziemy stąd drogę wy-(...) Luke, gdzie jesteś?! Debil (...) jak ja go dopadnę potem (...) Znajdźmy szybko jakąś kryjówk-(...).

   Już byłem okropnie zmęczony tym biegiem. Przebiegaliśmy akurat przez park, gdzie zauważyłem, że na ziemi w końcu spadła z drzewa moja patelnia, którą wyrzuciłem chuj wie kiedy, więc szybko ją zabrałem w razie obrony. Wokół widziałem tylko biegające postacie oraz Ashley, która ciągle trzymała moją rękę, aby za nią podążał. W mieście stały takie telewizory z wiadomościami, z których wydobywał się taki sam przekaz, lecz nie mogłem go zrozumieć przez te szumy:

Uwaga mieszkańcy, mamy (...) zagrażający życiu, prosimy o schronienie się w (...) nie wychodzenie z nich oraz czekanie na dalsze instrukcje związane z (...) Mówiła Grażyna Kowalska, TeleNewsProX24/7.

   Odbiegliśmy wnet do jednej z pobocznych uliczek. Ledwo dotrzymywałem jej kroku, biegnąc praktycznie w nieznane tereny, widząc przed sobą tylko pojedyncze światła latarni oraz szyld z napisem "Kawusia u Barbarki". Przydała by mi się kawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^