Od Emmy CD. Everett

   Annabeth rzuciła się facetowi od kawy na pomoc, łapiąc pysk wilka i siłą otwierając jego paszczę. Nie wiedziałam, co bardziej mnie zdziwiło: fakt, że kobieta nie będąca nadistotą ma tyle siły, czy może to, że zrobiła to bez żadnego zawahania, jakby robiła to codziennie. Może robi, nie wiem.
   Zdjęłam oba pistolety z paska i je odbezpieczyłam. Przeniosłam wzrok na Everetta, któremu Zachary rzucił właśnie karabin.
- Gotowy? - zaśmiałam się nerwowo.
- Czy na coś takiego w ogóle można być gotowym?
   Bardzo dobre pytanie.


***

   Fala, która nadeszła jako pierwsza, przyniosła najwięcej strat. Ludzie dopiero biegali po obozie, niektórzy szukali broni, inni próbowali gasić ogień, jednocześnie uciekając przed wilkołakami. Kilka ciał już leżało na ziemi, niektóre rozszarpane na tyle, że ciężko było je rozpoznać. Parę wilków również już padło.
   Można uznać, że szło nam dobrze. Jeszcze nie zginęliśmy, co zupełnie mi wystarczy. Ciężko jednak jednocześnie pomagać z gaszeniem ognia, strzelać do wciąż przybiegających wilkołaków, i zarazem próbować nie zapomnieć o nie używaniu drugiej formy, która bardzo by się teraz przydała. Nie mam jednak zamiaru powtarzać mojej przygody z parkingu przed stadionem.
   Strzeliłam wilkołakowi goniącego jakiegoś żołnierza w brzuch. Upadł na ziemię z piskiem i spróbował się podnieść, ale ktoś inny już zdążył go dobić. Chciałam wziąć krok do tyłu, ale natrafiłam nogą na płonącą trawę. Niemal podskoczyłam, klnąc pod nosem i kopnęłam wiadro z wodą, które wcześniej ze sobą tu wzięłam.
   Everett zaśmiał się, wymieniając magazynek.
- Miałaś zamiar coś zrobić kiedyś z tym wiadrem, czy czekałaś na taką sytuację?
- Chciałam, ale jak widzisz ognia już prawie nie ma. Nie sądziłam, że będzie mnie śledził, aż wypełni swoją misję i mnie poparzy.
   Miałam zamiar podnieść wspomniane wcześniej wiadro, ale w tym samym momencie usłyszałam za sobą warczenie. Wilkołak skoczył na mnie i powalił mnie na ziemię. Spróbował wgryźć mi się w szyję, ale udało mi się go przytrzymać z daleka od siebie. Zza pleców wilka świecił na nas księżyc, który na sekundę przykuł moją uwagę.
   Z mojego gardła wyrwało się warczenie, prawie wybijając się ponad warczenie wściekłego wilkołaka przytrzymującego mnie przy ziemi.
- Emma, nie! - Everett strzelił wilkołakowi w głowę. Bestia przewaliła się na bok, chłopak wyciągnął rękę w moją stronę i pomógł mi wstać. - Nie mam zamiaru znowu użerać się z tobą desperacko próbującą poderwać Aideen.
   Podrapałam się po karku i głupio wyszczerzyłam.
- Zapomniałam.
   Zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek innego, przerwał mi krzyk Annabeth.
- Wycofują się w stronę miasta!

***

   Większość ludzi już dawno zamknęła się w swoich domach albo uciekła. Jeśli nie przeraziły ich wilkołaki i ich nieustanne wycie, to na pewno przekonani zostali przez ciała leżące tak po prostu na ulicy. Niektóre były w połowie zjedzone. Fantastyczny widok.
   Jeszcze lepszym widokiem były jednak liczne doniesienia o tym, że widziano Aideen gdzieś w centrum. Ostatnie doniesienie zawierało zdjęcie, na którym stoi na dachu jakiegoś budynku. Nie obchodzi mnie czym mi zagrozi, tym razem nie pozwolę jej odejść.
- Myślisz, że to pułapka? - zapytał Everett, kiedy wchodziliśmy po schodach na dach. Dotknęłam miejsca na pasku, gdzie normalnie miałabym pistolet. Niestety, gdzieś go zgubiłam kiedy mało nas nie rozerwali na strzępy.
- Może - chłopak popatrzył na mnie, jakby miał wątpliwości, czy nadal chce tam wchodzić. - Bez ryzyka nie ma zabawy?
- Bycie rozstrzelanym albo zadźganym to nie mój ulubiony rodzaj zabawy.
   Stłumiłam śmiech, nie wiedząc jak bardzo będzie mnie słychać na wyższych piętrach. Zbliżaliśmy się do dachu.
- Ale nie masz zamiar się teraz wycofywać?
- Oczywiście, że nie.
   Popchnęłam metalowe drzwi, otwierając je tak cicho, jak tylko mogłam. Oczywiście, nie udało mi się to nawet w połowie tak dobrze jak chciałam, żeby się udało.
- Długo wam zeszło - Aideen siedziała na krześle przy jednym ze stolików ustawionych tutaj. Wszystkie wyglądały na stare i nieużywane przez nikogo od lat.
- Aideen Byrne jesteś--
- Aresztowana, mam prawo zachować milczenie, cokolwiek powiem może być, i zostanie, użyte przeciw mnie w sądzie. Widzisz jak nisko upadłaś, Emma?
   Uniosłam brwi, patrząc raz na nią, raz na Everetta, który celował do niej z pistoletu. Przynajmniej on go jeszcze ma, gdybyśmy przyszli tu bez broni mogłoby być ciężko.
- O co ci chodzi tym razem?
   Dziewczyna wstała i oparła się jedną ręką o stół.
- Widziałaś czego dokonaliśmy? Zdobyliśmy to miasto. Dowiodłam, że nadistoty są warte tyle, co ludzie. A może i więcej.
- I co, chcesz ciasteczko? - prychnęłam. Zaśmiała się cicho w odpowiedzi.
- Dlaczego stoisz po ich stronie? Zdradzasz swoją rasę całe życie, mogłabyś osiągnąć o wiele, wiele więcej gdybyś nie stała po złej stronie. Zrobiłaś tyle dla ludzi, a co oni zrobili dla ciebie?
   No właśnie. Co ludzie właściwie dla mnie zrobili?
   Uratowałam człowiekowi życie, zdemaskowałam a potem aresztowałam seryjnego mordercę, od lat wsadziłam mnóstwo zarówno zasługujących na to ludzi jak i nadistot za kraty. Co dostałam za moje zasługi?
   Dziesięć lat więzienia, średnią pracę?
- Do czego zmierzasz?
- Emma, nie mów mi, że masz zamiar teraz-- - odezwał się w końcu Everett, ale Aideen mu przerwała.
- Emma może decydować za siebie, nie potrzebuje ludzi, którzy zrobią to za nią. Mogę ci dać wszystko, czego chcesz - standardowa część każdego monologu, mogłam się tego spodziewać. - Razem możemy zbudować idealne społeczeństwo tych czasów. Wystarczy, że do mnie dołączysz.
   Spojrzałam na Everetta. Skrzywiłam się lekko, po czym wzruszyłam ramionami.
- To nic osobistego, naprawdę.
   Zanim zdążył zareagować wyrwałam mu broń. Spróbował ją odzyskać, ale odepchnęłam go na bezpieczną odległość i w niego wycelowałam. Podniósł ręce i zaśmiał się.
- Poważnie? Tak to się skończy?
- Najwyraźniej tak się to musi skończyć. Takie już jest życie.
   Kiedy już byłam pewna, że Aideen to kupiła, szybko zmieniłam cel. Plan był dobry. Wykonanie gorsze.
   Jednak nie z mojej winy, bo kto inny zeskoczył mi na plecy, przewalając do przodu, przez co nie trafiłam ani w Aideen, ani w ogóle w nic. Broń upadła na ziemię i przejechał gdzieś dalej od nas. Zanim zdążyłam się choćby odwrócić, usłyszałam jak ktoś komuś przywalił, po czym Everett upadł na ziemię obok mnie.
   Korzystając z chwili, że nikt nie zwraca na mnie większej uwagi, szybko podniosłam się i pobiegłam w stronę dziewczyny. Była na to jednak przygotowana, ponieważ kopnęła mi krzesło pod same nogi, nie dając wystarczająco czasu na to, żebym je ominęła. Upadłam do przodu, uderzając przy okazji głową w ziemię. Na moment miałam problem z odzyskaniem kontaktu ze światem.
- To nie był dobry wybór - usłyszałam nad sobą. Złapałam Aideen za kostkę i przewróciłam. Przycisnęłam ją do ziemi swoim ciężarem i złapałam za gardło.
   Moją uwagę odwrócił krzyk Everetta. Zwolniłam uścisk, gotowa pobiec chłopakowi z pomocą. Zauważyłam leżący zaraz obok nas nóż, chyba należący do Aideen. Sięgnęłam po niego schodząc z dziewczyny i wstając.
   Ledwo zdążyłam się jednak podnieść. Aideen wstała razem ze mną, pociągnęła mnie za włosy i tym razem to ona złapała mnie za gardło. Podniosła mnie z ziemi i odwróciła nas tak, że stałam na samej krawędzi dachu, plecami do ziemi. Przyłożyłam jej nóż do gardła, zabezpieczając się od scenariusza, w którym zrzuca mnie na ziemię.
   Szybko spojrzałam w dół. Nie wiedziałam które to piętro, ale do ziemi był dobry kawałek drogi. Jedynym, co dzieliło mnie od ziemi, było kilka sekund spadania i zaparkowane w uliczce na dole auto.
- Spróbuj czegoś, sprawdzę jak ostry jest ten twój nóż - syknęłam, mając niewielkie problemy z łapaniem powietrza. Uścisk dziewczyny nie był mocny.
- Nie chcesz tego robić - wskazała głową za siebie. Przeniosłam tam wzrok i zobaczyłam jakąś dziewczynę w skórzanej kurtce i krótkich włosach, chyba trochę młodszą od nas, przytrzymując Everetta butem przy ziemi. Z jej wyglądu wywnioskowałam, że jest wampirem. - Teraz masz szansę przyczynić się do jego śmierci, na poważnie.
   Zacisnęłam zęby i wbiłam wzrok w Aideen.
- Puść nóż. Obiecuję, że dam wam odejść. Jedyne co musisz zrobić, to puścić nóż i nie mieszać się dziś w więcej moich spraw.
   Zmrużyłam oczy. Nie spodziewałam się tego usłyszeć. Mogłabym po prostu poderżnąć jej gardło. Zakończyć to tu i teraz. Jedyne co mnie powstrzymało, to Everett leżący na ziemi po drugiej stronie dachu. Jeśli jest szansa zakończyć to bez żadnych ofiar, niech jej będzie.
   Rzuciłam nóż na bok, upewniając się, że upadł wystarczająco daleko od Aideen. Lekko się zdziwiłam, kiedy znów poczułam grunt pod stopami.
- Mądra decyzja, ale muszę zdradzić ci jeszcze jeden, mały sekret.
   Nachyliła się, po czym wyszeptała mi do ucha:
- Kłamałam.
   Następne wydarzenia nastąpiły nienaturalnie szybko. Usłyszałam czyjś głos, ale nic z niego nie zrozumiałam. Poczułam, że spadam. Widziałam uśmiechającą się Aideen, odchodzącą od krawędzi dachu.
   Czas trochę zwolnił. Pomyślałam, czy to wszystko było tego warte. Czy te ostatnie miesiące były warte zakończenia mojego życia w taki sposób?
   Przypomniałam sobie wszystko, co się stało.
Emmo! W końcu ciebie odrobaczyli?
Wow! Poznałeś mnie bez okularów! Jestem pod wrażeniem!
. . .
Niech ich przeszukują w pieprzonych supermarketach, jeśli trzeba!
Pieprzone nadistoty.
. . .
Kochana Emmo,
ty kurwo.
. . .
Blackwell Emma, jesteś aresztowana.
Ale ja już jestem w więz--
. . .
Zawsze możesz wystawiać mandaciki.
Bardzo śmieszne.
. . .
Przepraszam.
Co?
Przepraszam. Nie powtórzę tego trzeci raz.
. . .
Zdecydowanie nie powinniśmy...
O kurwa, przepraszam!
. . .
Czy ty kupiłeś mi kawę?
   Wzięłam być może mój ostatni oddech.
   Tak. Zdecydowanie było warto.
   Poczułam, jak uderzyłam w coś twardego. Usłyszałam alarm samochodowy.
Potem nie czułam już nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^