- Tak jak mówiłam, to nic takiego.
Nagle zadzwonił mój telefon.
- White, oddziały z Los Angeles utknęły w metrze przy Shieffield Street. Zajmij się tym. - wyszeptał szef, po czym się rozłączył. W tle było słychać muzykę klasyczną, stuk sztuciec i różne rozmowy.
- Wygląda na to, że nasz kochany szef poszedł sobie na obiadek. Gotowa by jeszcze raz grać bohatera? - spytałem się Emmy, która przykuśtykała do mnie.
- Oczywiście, że tak.
***
Paręnaście ulic, wybuchów i strzelanin dalej, staliśmy przed wejściem do metra.
- Kto idzie pierwszy? - Spytała Emma przeładowując broń.
- No wiesz, panie przodem. - ustąpiłem jej miejsca. Emma spojrzała na mnie wzrokiem™,ale nie kwestionowała moich decyzji i zeszła w ciemność. Mówiłem, że w okolicy wywaliło prąd i będziemy chodzić cały czas w ciemności?
- Jesteś pewien, że to tutaj?
- Ja rozumiem, że NASZ szef się zapluwał jedzeniem, ale lata praktyki spodowały, że rozumiem jego mowę trolli. - Emma na ten komentarz zarechotała. Chodziliśmy już przez dobre piętnaście minut. Nagle przyjaciółka stanęła w miejscu.
- Są w oddali, dalej, biegniemy.
Po przebiegnięciu dobrych paruset metrów mimo, że dostałem zadyszki, trafiliśmy w sam środek akcji - jeden z zespołów SWAT został oblężony przez garstkę wampirów. Z wyglądu można było wywnioskować, że te stworzenia żyły tutaj dobre paręnaście lat, polując na szczury. Właściwie były to same kości z czerwonymi ślepiami. Może były zaślepione przez głód? Nie codziennie przychodzi do ciebie garstka jedzenia. Emma szybko pomyślała i rzuciła granat pod nogi grupie najbliżej nas, po czym pociągnęła mnie i oboje wylądowaliśmy na ziemi. Granat rozerwał może z jakieś pięć wampirów na strzępy, a resztę odrzucił, tworząc spory otwór umożliwiający ucieczkę SWAT w naszą stronę. Stworzenia, przez chwilę zdezorientowane, patrzyły w osłupieniu.
Nagle jeden wydał ryk przypominający ten Kardashianki, a wszystkie rzuciły się z siłą tysiąca słońc na nas. Pierwszy szereg nie wytrzymał się i od razu padł, a reszta zaczęła strzelać, wliczając to mnie i Emmę. Nie zauważyłem jednak jak jedno z tych bestii skoczyło z sufitu. Prosto na mnie. Mimo, że pewnie ważyło jakieś 30 kilogramów, z łatwością przygniótł mnie do ziemi i wbił się swoimibrudnymi kłami w moją szyję. Zrobiłem więc logiczną rzecz i krzyknąłem w niebogłosy. Mój krzyk o pomoc został usłyszany, albowiem kątem oka zauważyłem, jak w moją stronę biegł przez tłumy ludzi i nadistot pies. Kiedy wampir, zadowolony, że znalazł ofiarę, oderwał się ode mnie by po raz kolejny ryknąć, wilczur zamienił się w Emmę i strzelił mu prosto w głowę, a mnie zalała fontanna krwi. Truchło padło obok mnie, a ja przez moment wpatrywałem się w jego martwe ślepia. Emma podała mi rękę i pomogła mi wstać, a w międzyczasie fala wampirów zaczęła maleć. Samemu udało mi się zdjąć jakoś z pięciu stworzeń, zanim mała garstka postanowiła, że to nie warto i uciekła daleko w tunel. Chwilę wszystkim zajęło by dojść do siebie. Łapałem swój oddech a Emma patrzyła w ostatnie miejsce gdzie widziano wampiry, kiedy podeszło do nas dwoje strasznie wysokich, wyższych ode mnie ludzi - blondynka i brunet, oboje mieli farbowane końcówki. Kobieta miała czarną grzywkę, a mężczyzna białą.
- Lepiej późno niż wcale. - zaczęła kobieta. - gdzie reszta waszego zespołu?
- Jak my nie mamy zespołu, jesteśmy tylko we dwoje. - na tą odpowiedź komandosi popatrzyli na siebie ze zdziwieniem.
- Czyli chcecie nam powiedzieć, że na uratowanie elitarnego oddziału przysłali dwóch policjantów? Boże jak nienawidzę tego miasta. - powiedział mężczyzna.
Znam ten głos.
- Zachary? - przypatrzyłem się chłopakowi i dopiero teraz zauważyłem, że w rzeczywistości był to mój brat, którego nie widziałem od dobrych paru lat.
- O kurde, Everett! - rzuciliśmy się na siebie w celu zrobienia misiaczka, a dziewczyny patrzyły na siebie. Po chwili odsunęliśmy się i wszyscy stali w ciszy.
- A więc - odchrząknął Zachary - Annabeth, to mój brat, Everett i jego.... ?
- koleżanka z pracy, Blackwell Emma. Miło mi.
- Annabeth Brenner, cała przyjemność po mojej stronie.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia, po drodze rozmawialiśmy o różnych rzeczach.
- A więc, o co chodzi z waszymi grzywkami? - zapytała Emma z ciekawości.
- Ona skopiowała mój styl. - odpowiedział Zachary.
- Nie wymyśliłeś farbowania włosów, Zachary - wtrąciła sie Annabeth. - a tak naprawdę, jaki facet farbuje sobie włosy?
- Nie słyszałaś nigdy o modzie?
Resztę drogi wykłócali się, na kim lepiej wygląda farbowana grzywka. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że zostali wysłani z Los Angeles, żeby ogarnąć to powstanie.
- Dobra, możecie zająć się sobą, profesjonaliści się tym zajmą. - powiedział Zachary kiedy wyszliśmy z metra.
- Oi! White! - krzyknęła Annabeth z drugiej strony ulicy.
- Co? - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Boże święty. TEN IDIOTA Z BIAŁĄ GRZYWKĄ.
- Mówi o tobie stary - poklepałem Zachary'ego po plecach i podszedłem do Emmy. - to co teraz?
Zapukałem 3 razy i prawie od razu otworzyła mi Emma ubrana w bardzo elegancką sukienkę.shooketh.
- Dobrze, że znowu nie przyszedłeś przed czasem, bo bym się nie wyrobiła. Proszę, wchodź. - przesunęła się i dała mi wejść do środka. - Daj mi tylko sekundę. - powiedziała biegnąc do telewizora. Wzięła pilot i puściła jakąś muzykę klasyczną. - Usiądź przy stole a ja idę po obiad. - powiedziała wchodząc do kuchni.
Usiadłem na krześle i muszę powiedzieć byłem pod wrażeniem. Stół był podłużny, na jednym końcu siedziałem ja, a na drugim pewnie będzie siedziała Emma. Sam stół był przykryty bardzo ładnym ipewnie drogim obrusem, na którym stały świeczki dodające atmosfery. Po chwili wróciła Emma niosąc talerz i klnąc pod nosem o tym, jak talerz jest gorący. Przede mną pojawiło się coś co pewnie miało być dewolajem razem z dobrze wyglądającymi ziemniaczkami.
- Uczyłam się na szybko poradnika Magdololeny Geseler, chyba dobrze mi poszło. - powiedziała nalewając nam obu wina. - To co? Smacznego.
Wgryzłem się w dewolaja, i mimo, że wyglądał okropnie, smak miał fantastyczny. Może nie podchodziło to pod kuchnię mamusi, ale nie zmieniało to faktu, że dalej było dobre. Ziemniaki też były świetne.
- Wiesz - zaczęła - chciałem ciebie wziąć do takiej restauracji w mieście, ale to powstanie tak trochę zrównało ją z ziemią. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Naprawdę dobre ci wyszło - powiedziałem - nie zamówiłaś przypadkiem z internetu?
- Czy ty naprawdę myślisz, że dowiozą ci takie jedzenie o takiej porze, zaraz po powstaniu? Jedyna rzecz, która jeszcze działa o tej godzinie to-- - ktoś zapukał - chyba właśnie oni.
Emma wzięła talerze i odstawiła je w kuchni i pobiegła szybko by otworzyć drzwi. Słyszałem jakieś dzięki wielkie, zatrzymaj resztę, miłego wieczoru i zamknęła drzwi. Wróciła do jadalni z McDonald'em.
- McDonald działa zawsze, nawet podczas rewolucji. - powiedziała podając mi z torby shake'a i cheeseburgery, sama wzięła paręnaście opakowań skrzydełek i colę, a pomiędzy nami rozstawiła frytki.
- W ogóle, jak tam ugryzienie? - spytała wskazując mój opatrunek na szyi
- Nie najgorzej. Pewnie zostanie mi po tym ślad, ale dzięki, że mnie uratowałaś.
- Czyli znowu jesteśmy kwita. Harmonia została zachowana - znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
Resztę czasu spędziliśmy zapychając się niezdrowym jedzeniem, plotkując o naszych współpracownikach i zastanawiając się, czy Madeleine znowu nas szpieguje.
- Właśnie, widziałaś ją od tamtego wybuchu? - spytałem się Emmy.
- Nie. Może poszła mordować ludzi, bo ten wybuch jej zepsuł fryzurę.
Reszta nocy nam zeszła na oglądaniu różnych komedii, horrorów i śmieszkowaniu z ludzi. A jeszcze dalsza część nocy przez wino stała się jeszcze bardziej ciekawsza ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
Obudziłem się w środku nocy bo moja rana znowu zaczęła piec. Emma spała wtulona w poduszkę. Wstałem po cichu i poszedłem do toalety. Spojrzałem na siebie w lustrze. Wyglądałem gorzej niż rano, ale to pewnie przez ten cały alkohol i bóg-wie-co było w tym dewolaju. Mój wzrok skupił się na opatrunku. Zdjąłem go i zauważyłem, że rana po ugryzieniu znowu zaczęła krwawić. Miałem już zetrzeć krew kiedy coś mnie podkusiło, żeby jej spróbować.
I muszę powiedzieć -
Nagle jeden wydał ryk przypominający ten Kardashianki, a wszystkie rzuciły się z siłą tysiąca słońc na nas. Pierwszy szereg nie wytrzymał się i od razu padł, a reszta zaczęła strzelać, wliczając to mnie i Emmę. Nie zauważyłem jednak jak jedno z tych bestii skoczyło z sufitu. Prosto na mnie. Mimo, że pewnie ważyło jakieś 30 kilogramów, z łatwością przygniótł mnie do ziemi i wbił się swoimi
- Lepiej późno niż wcale. - zaczęła kobieta. - gdzie reszta waszego zespołu?
- Jak my nie mamy zespołu, jesteśmy tylko we dwoje. - na tą odpowiedź komandosi popatrzyli na siebie ze zdziwieniem.
- Czyli chcecie nam powiedzieć, że na uratowanie elitarnego oddziału przysłali dwóch policjantów? Boże jak nienawidzę tego miasta. - powiedział mężczyzna.
Znam ten głos.
- Zachary? - przypatrzyłem się chłopakowi i dopiero teraz zauważyłem, że w rzeczywistości był to mój brat, którego nie widziałem od dobrych paru lat.
- O kurde, Everett! - rzuciliśmy się na siebie w celu zrobienia misiaczka, a dziewczyny patrzyły na siebie. Po chwili odsunęliśmy się i wszyscy stali w ciszy.
- A więc - odchrząknął Zachary - Annabeth, to mój brat, Everett i jego.... ?
- koleżanka z pracy, Blackwell Emma. Miło mi.
- Annabeth Brenner, cała przyjemność po mojej stronie.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia, po drodze rozmawialiśmy o różnych rzeczach.
- A więc, o co chodzi z waszymi grzywkami? - zapytała Emma z ciekawości.
- Ona skopiowała mój styl. - odpowiedział Zachary.
- Nie wymyśliłeś farbowania włosów, Zachary - wtrąciła sie Annabeth. - a tak naprawdę, jaki facet farbuje sobie włosy?
- Nie słyszałaś nigdy o modzie?
Resztę drogi wykłócali się, na kim lepiej wygląda farbowana grzywka. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że zostali wysłani z Los Angeles, żeby ogarnąć to powstanie.
- Dobra, możecie zająć się sobą, profesjonaliści się tym zajmą. - powiedział Zachary kiedy wyszliśmy z metra.
- Oi! White! - krzyknęła Annabeth z drugiej strony ulicy.
- Co? - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Boże święty. TEN IDIOTA Z BIAŁĄ GRZYWKĄ.
- Mówi o tobie stary - poklepałem Zachary'ego po plecach i podszedłem do Emmy. - to co teraz?
***
Zapukałem 3 razy i prawie od razu otworzyła mi Emma ubrana w bardzo elegancką sukienkę.
- Dobrze, że znowu nie przyszedłeś przed czasem, bo bym się nie wyrobiła. Proszę, wchodź. - przesunęła się i dała mi wejść do środka. - Daj mi tylko sekundę. - powiedziała biegnąc do telewizora. Wzięła pilot i puściła jakąś muzykę klasyczną. - Usiądź przy stole a ja idę po obiad. - powiedziała wchodząc do kuchni.
Usiadłem na krześle i muszę powiedzieć byłem pod wrażeniem. Stół był podłużny, na jednym końcu siedziałem ja, a na drugim pewnie będzie siedziała Emma. Sam stół był przykryty bardzo ładnym i
- Uczyłam się na szybko poradnika Magdololeny Geseler, chyba dobrze mi poszło. - powiedziała nalewając nam obu wina. - To co? Smacznego.
Wgryzłem się w dewolaja, i mimo, że wyglądał okropnie, smak miał fantastyczny. Może nie podchodziło to pod kuchnię mamusi, ale nie zmieniało to faktu, że dalej było dobre. Ziemniaki też były świetne.
- Wiesz - zaczęła - chciałem ciebie wziąć do takiej restauracji w mieście, ale to powstanie tak trochę zrównało ją z ziemią. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Naprawdę dobre ci wyszło - powiedziałem - nie zamówiłaś przypadkiem z internetu?
- Czy ty naprawdę myślisz, że dowiozą ci takie jedzenie o takiej porze, zaraz po powstaniu? Jedyna rzecz, która jeszcze działa o tej godzinie to-- - ktoś zapukał - chyba właśnie oni.
Emma wzięła talerze i odstawiła je w kuchni i pobiegła szybko by otworzyć drzwi. Słyszałem jakieś dzięki wielkie, zatrzymaj resztę, miłego wieczoru i zamknęła drzwi. Wróciła do jadalni z McDonald'em.
- McDonald działa zawsze, nawet podczas rewolucji. - powiedziała podając mi z torby shake'a i cheeseburgery, sama wzięła paręnaście opakowań skrzydełek i colę, a pomiędzy nami rozstawiła frytki.
- W ogóle, jak tam ugryzienie? - spytała wskazując mój opatrunek na szyi
- Nie najgorzej. Pewnie zostanie mi po tym ślad, ale dzięki, że mnie uratowałaś.
- Czyli znowu jesteśmy kwita. Harmonia została zachowana - znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
Resztę czasu spędziliśmy zapychając się niezdrowym jedzeniem, plotkując o naszych współpracownikach i zastanawiając się, czy Madeleine znowu nas szpieguje.
- Właśnie, widziałaś ją od tamtego wybuchu? - spytałem się Emmy.
- Nie. Może poszła mordować ludzi, bo ten wybuch jej zepsuł fryzurę.
Reszta nocy nam zeszła na oglądaniu różnych komedii, horrorów i śmieszkowaniu z ludzi. A jeszcze dalsza część nocy przez wino stała się jeszcze bardziej ciekawsza ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
***
Obudziłem się w środku nocy bo moja rana znowu zaczęła piec. Emma spała wtulona w poduszkę. Wstałem po cichu i poszedłem do toalety. Spojrzałem na siebie w lustrze. Wyglądałem gorzej niż rano, ale to pewnie przez ten cały alkohol i bóg-wie-co było w tym dewolaju. Mój wzrok skupił się na opatrunku. Zdjąłem go i zauważyłem, że rana po ugryzieniu znowu zaczęła krwawić. Miałem już zetrzeć krew kiedy coś mnie podkusiło, żeby jej spróbować.
I muszę powiedzieć -
ta krew nie była taka zła.
<co za plot twist cnie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz