- Nigdy wcześniej nie mówiłeś, że masz brata - zaczęłam, w międzyczasie przeglądając filmy na netflixie.
- Nie pytałaś - zaśmiał się. - To nie było do dziś takie ważne, nie widziałem go od kilku lat. Coś wspominałaś, że też masz brata?
Potaknęłam i przekrzywiłam głowę zbierając myśli.
- Ta, ma teraz chyba... 16 lat? A może 15, nie jestem pewna.
- Nie wiesz ile lat ma twój własny brat?
- Byłam trochę pochłonięta pracą przez ostatnie lata - przeniosłam na niego wzrok. - Poza tym, powiedzmy, że hmm... Nie mam najlepszych stosunków z moją matką.
- A cóż takiego zrobiła twoja matka, żeby być częścią twojego edgy backstory?
Oboje zaśmialiśmy się, odłożyłam pilota na stół.
- Może kiedyś ci opowiem, zapraszając cię na kolację nie sądziłam, że będę musiała dzielić się swoją fascynującą przeszłością. Może chciałbyś zobaczyć jeszcze albumy z mojego dzieciństwa? - zapytałam, po czym oboje znowu parsknęliśmy śmiechem. Kiedy nam przeszło wciąż patrzyliśmy się na siebie, trochę za długo jak na mój gust. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam, co to takiego było. Uśmiechnęłam się tylko jak idiotka, po czym odkaszlnęłam.
- To ja może ogarnę kuchnie - przeniosłam wzrok na stół, na którym stała pusta butelka po winie. Nawet nie zauważyłam jak blisko siebie siedzieliśmy, trochę to było niezręczne.
- Ta, ja chyba będę się zbierał - odwróciliśmy się do siebie niemal w tym samym momencie.
Nastąpiła długa chwila ciszy, czułam jakby czas zwolnił, albo całkiem się zatrzymał. Ledwo rejestrowałam to co robię, na przykład fakt, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Zanim trzeźwo zdążyłam pomyśleć, pocałowaliśmy się.
Kiedy się od siebie odsunęliśmy, Everett mierzył mnie swoimi szarymi oczami, chyba również nie wiedząc jak tą sytuację skomentować. Gardło ścisnęło mi się na tyle, że przez chwilę nie mogłam nic z siebie wydusić.
- Chyba nie powinniśmy-- - zaczęłam, po czym urwałam nie wiedząc co innego powiedzieć. Część mojego mózgu krzyczała: całowałam się z człowiekiem, którego gotowa byłam miesiąc temu zamordować przy każdej możliwej okazji. Szczerze nienawidziłam tego skurwiela, jak się z tym teraz czuję?
- Zdecydowanie nie powinniśmy - przytaknął Everett, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Pozostała część mojego mózgu mówiła: całowałam się z Everettem White, i czuję się z tym zajebiście.
Parę sekund później chłopak leżał na kanapie, ze mną leżącą na nim. Teraz czas dla odmiany zdecydowanie przyspieszył. Nie mogliśmy się od siebie oderwać, całkiem wyłączyłam myślenie. Wydawało mi się, że ta chwila pozwoli mi zapomnieć o pracy i tym całym stresie. No cóż, jak już ktoś wyrobi sobie pewne odruchy to ciężko jest się ich pozbyć. Poczułam bowiem, że chłopak złapał mnie za tyłek.
Nie zdążyłam nawet samej siebie powstrzymać, od razu złapałam go boleśnie za rękę, drugą przyciskając go łokciem do kanapy. Już miałam mu tą rękę złamać, kiedy te dwie pozostałe komórki w mózgu w końcu zadziałały. Puściłam go i się wyprostowałam.
- O KURWA, przepraszam! - rzuciłam szybko, nie wiedząc co powiedzieć. Everett parsknął śmiechem, ja na jego reakcję odpowiedziałam tym samym. Podniósł się na łokciach, gotowy wstać.
- Skoro aż tak mnie nienawidzisz to chyba lepiej pójdę, widać że mnie tu nie chcesz--
- Oh, nie nie - przycisnęłam go delikatnie ręką do kanapy. - Źle mnie zrozumiałeś.
Jednym szybkim, niespodziewanym ruchem chłopak złapał mnie w pasie i zmienił pozycję, w której się znajdowaliśmy. Teraz to ja tkwiłam pod nim.
- Uznajmy, że wierzę ci, że to nie było specjalnie - oboje znów się zaśmialiśmy, po czym wznowiliśmy wcześniej przerwany pocałunek. Zacisnęłam dłonie na zapięciu kamizelki chłopaka, która po chwili wylądowała na podłodze.
Szczegóły reszty tego wieczoru zachowam dla siebie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
***
Rano spodziewałam się mojego budzika czy coś, generalnie czegokolwiek. Ewentualnie budzika Everetta, może wstaje wcześniej niż ja. No wszystkiego, ale nie tego.
Obudziło nas głośne uderzenie drzwi, na co oboje zerwaliśmy się. Odruchowo sięgnęłam w stronę szafki, w której zawsze trzymałam pistolet. W drzwiach od sypialni stał nikt inny jak Madeleine, z kubkiem krwi w dłoni i zniesmaczonym wyrazem twarzy.
- CHRYSTE. To gorsze niż przyłapanie swoich rodziców na seksie. Oszczędźcie mi dalszego patrzenia na to i spotkajmy się na dole.
Po tych słowach wyszła i poszła korytarzem w stronę salonu. Dalej przetwarzając to co się stało ja i Everett spojrzeliśmy na siebie, równie zdziwieni. Najpierw znika na czas całego powstania, a potem w takim momencie zjawia się u mnie w domu. Przecież ona nawet nie wie gdzie ja mieszkam. Chyba.
. . .
W końcu ubrani dołączyliśmy do Madeleine, która już czekała na nas w salonie oglądając wiadomości. Kiedy nas zobaczyła wstała z kanapy i westchnęła.
- W końcu. Długo wam zeszło, widać że zmęczeni po--
- Do rzeczy, Madeleine - przerwał jej Everett. Dziewczyna zmarszczyła brwi i przyjrzała mu się uważnie, she knows po czym przeniosła wzrok na mnie.
- Szef pod naciskiem mediów niechętnie zwolnił was...
Przerwała. Ja i Everett spojrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem. Co zrobił?
- ...Z waszego urlopu, i przydzielił was do kilku spraw - odetchnęłam z ulgą, dziewczyna zaśmiała się cicho. - Nigdy nie zgadniecie, Elizabeth nadal nie została złapana. Jej lista przestępstw już dawno podeszła pod wyrok śmierci, niestety nie mamy nic gorszego od tego więc niezależnie od tego, co jeszcze zrobi, macie ją aresztować kiedy tylko ją zobaczycie.
- No dobra, a co z Aideen? - zapytałam w połowie z ciekawości, a w połowie chcąc się dowiedzieć czy ten jej przyjaciel pokazał się przed komisariatem przypadkowo.
- Ah, właśnie. Dostaliśmy raport z Salem. Tak, stolicy Oregon. Podobno była tam ostatnio widziana, a raczej kamery na skrzyżowaniach ją widziały. Poza tym, znowu zniknęła bez śladu. To teraz ich problem, nie nasz.
- I co, tylko po to tu przyszłaś? - odezwał się Everett.
- Nie - wyciągnęła z torebki folder z dokumentami. - Mam dla was parę tropów odnośnie zaginięcia tej dziewczyny. Nie wiem czy pamiętacie, że dalej jej nie znaleźliście.
- Wybacz, ale byliśmy zajęci byciem porwanymi, prawie umieraniem, walczeniem w powstaniu i takimi tam - tym razem ja się odezwałam. - Jakoś nie znaleźliśmy czasu.
- Widać - odpowiedziała krótko. Przewróciłam oczami i przeszłam w stronę drzwi, które otworzyłam dziewczynie.
- Dzięki Madeleine, dalej poradzimy sobie sami.
***
- Nadal nie wiem, czy mieszanie się w sprawy jakiegoś miejscowego kultu to dobry pomysł - powiedział Everett, kiedy parkowałam samochód przed starym domem na przedmieściach.
- Jeśli mamy ją znaleźć, trzeba się czegoś dowiedzieć - schowałam kluczyki do kieszeni i wysiadłam. Chłopak również wysiadł.
- Nowy samochód?
- Ostatniego nadal nie znaleźli, po tym jak ktoś od Elizki mi go zajebał - westchnęłam i wzruszyłam ramionami. - Ubezpieczenie.
Podeszliśmy do drzwi, w które zapukałam kilka razy. Nikt nie otwierał. Według dokumentów, które dostaliśmy od Madeleine, zbierał się tutaj jeden z mniejszych gangów z miasta. Podobno kierowali się jakimiś dziwnymi zasadami. Everett popchnął lekko drzwi, które otworzyły się z piskiem. Oboje wyciągnęliśmy broń, na wszelki wypadek.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że dom jest opuszczony. Na pierwszy rzut oka. Ledwo weszliśmy do salonu, a już usłyszeliśmy jak ktoś przeładowuje broń w tym samym pokoju. Sekundę później kilku ludzi, czy też nadistot, w maskach zwierząt wychyliło się zza kanapy i foteli. Jeden z nich stanął przede mną, celował mi między oczy.
- Jeśli ktokolwiek z was spróbuje strzelić, wejdzie tu jeszcze dziesięciu takich jak my - rzucił Everett, patrząc na postać naprzeciw mnie. W połowie było to kłamstwo, bo mieliśmy wsparcie, ale zanim by tu się dostali, już dawno bylibyśmy sztywni.
- Jakiemu mistrzowi służycie? - zapytał męski głos. Zmarszczyłam brwi i prychnęłam.
- Jakiemu mistrzowi służę? Co mam niby powiedzieć, Jezusowi?
Postać opuściła broń, jednak jego przyjaciele dalej byli gotowi strzelić.
- Nie należycie do gangu.
- Nie, jesteśmy tu tylko, żeby zadać kilka pytań o pewną zaginioną dziewczynę. Podobno zadawała się z kimś, kto zadawał się z wami - powiedziałam opuszczając lekko własną broń. Mężczyzna przede mną spojrzał na swoich przyjaciół, którzy w końcu przestali w nas celować.
- Spróbujemy wam pomóc, ale chcemy poprosić o drobną przysługę.
<omg what they want>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz