Od Emmy i Madeleine CD. Everett


   Stanęłyśmy na progu domu. Nie wyglądał na okropnie stary, ale widać było, że potrzebuje remontu. Ściany pokryte deskami, typowy amerykański dom. Zadzwoniłam do drzwi.
- Co ty robisz? – zmarszczyła brwi Madeleine.
- No co? Może pomyliłyśmy adres i otworzy nam jakaś starsza pani – wzruszyłam ramionami i zaczekałam chwilę. Zadzwoniłam jeszcze raz, ale wciąż nikt nie otwierał. Madeleine znalazła klucz pod kamieniem obok wejścia, więc otworzyłyśmy drzwi i ostrożnie weszłyśmy do środka, przygotowane żeby w razie potrzeby strzelać. Po wstępnym przejściu przez pokoje okazało się, że nikogo nie było.
   Dom nie wyróżniał się niczym specjalnym. Ładny salon, kuchnia. Na górze łóżko małżeńskie i biuro. Madeleine przeszukiwała górne piętro, w tym czasie kiedy ja przeszukiwałam parter. Większość czasu nie znalazłam nic szczególnego. Biżuteria, strzelałam należąca do jego żony, trochę porozrzucanych ubrań, puste pudełko po pizzy. Miałam się już poddawać i krzyknąć, że nic nie znalazłam, ale zobaczyłam kluczyk schowany w misce z owocami.
- Emma! – usłyszałam głos dziewczyny. Podeszłam do schodów i zobaczyłam ją na półpiętrze, trzymającą ramkę na zdjęcie.
- To chyba nie jego dom – rzuciła mi zdjęcie. Spojrzałam na nie i od razu wiedziałam, że miała rację. Na zdjęciu była Eliza we własnej osobie, z mężczyzną którego nigdy wcześniej nie widziałam. To był jej dom. Ale dlaczego w bazie danych podany był jej adres? Przykrywka?
   Spojrzałam na przedmiot w mojej dłoni. Nic w tym domu nie było zamykane na klucz, bynajmniej nie na parterze. Poza jednymi drzwiami, które wydawało mi się prowadziły do piwnicy. Madeleine wróciła do przeszukiwania, ja w tym czasie otworzyłam zamknięte dotychczas drzwi.
   Pierwsze co mnie uderzyło, to dwa charakterystyczne zapachy. Pierwszy był albo odświeżaczem powietrza, albo płynem do mycia podłóg. Miał w zamyśle maskować ten drugi, bardziej metaliczny.
Ktoś próbował zamaskować zapach krwi.
   Zeszłam powoli po schodach, przygotowana na jakieś zwłoki męża, który uderzył się w głowę i został zostawiony tu przez kobietę. Ale nie byłam przygotowana na to co tam zastałam.
   Piwnica była prawie pusta, oprócz dwóch stołów stojących pod ścianami. Na jednym były wszelkiego rodzaju skalpele, stos strzykawek i kilka masek chirurgicznych. Zamarłam, kiedy przeniosłam wzrok na drugi stół. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kilkanaście zębów leżących sobie tam tak po prostu. Wszystkie były kłami, trochę większymi niż przeciętnego człowieka. Obok nich leżało kilka par rękawic z doczepionymi do nich pazurami. Podeszłam do stołu i podniosłam jedną parę, żeby się upewnić czy dobrze widzę. Niestety miałam rację, to były autentyczne pazury wilkołaka. Przenosząc wzrok w inny kąt pokoju zobaczyłam kilka pustych pudełek po szmince.
To człowiek.
- Na górze nic nie ma! – odezwała się Madeleine z korytarza.
To był człowiek.
- Widzę, że znalazłaś klucz do piwnicy – powiedziała schodząc po schodach.
- Człowiek… - powiedziałam cicho jakby do siebie. Serce mi stanęło, nie mogłam się ruszyć.
- Co mówisz? I czy mi się wydaje czy tu-- - zatrzymała się w drzwiach. Wszystko połączyło się w całość. Nagle moje serce praktycznie skoczyło mi do gardła, kiedy zdałam sobie z czegoś sprawę.
- O mój boże… TO CZŁOWIEK! – praktycznie rzuciłam rękawicę na stół i mało nie popychając Madeleine zaczęłam wbiegać po schodach.
   Coś jeszcze do mnie krzyknęła, ale już nie usłyszałam. Wsiadłam do samochodu i łamiąc wszystkie możliwe przepisy pojechałam żeby aresztować tą szmatę.

***

   Wysiadłam jak najszybciej mogłam z samochodu i wbiegłam do magazynu praktycznie wyważając drzwi barkiem. Za dużo mi to zajęło.
   Eliza przytrzymywała przy ziemi butem Everetta, który trzymał się za krwawiący brzuch. Próbował się podnieść ale widać było, że traci dużo krwi i bliski jest utraty przytomności. Kobieta spojrzała na mnie ze skrzywioną miną i wzięła nóż do drugiej ręki. Usłyszałam pisk opon i odwróciłam się szybko. Ktoś zabrał mój samochód.
- To jeszcze nie czas na ciebie! Poczekałabyś na swoją kolej! – kopnęła Everetta, który tylko jęknął z bólu i obrócił się na bok.
   Pod wpływem emocji nawet nie myślałam tylko przybrałam zwierzęcą formę i zaczęłam biec w stronę kobiety. Chyba moja prędkość ją zaskoczyła, bo nie zdążyła się cofnąć i powaliłam ją na ziemię. Poczułam palący ból w tylnej łapie. Dźgnęła mnie nożem, który oczywiście, musiał być srebrny. Zanim zdążyłam ją powstrzymać dźgnęła mnie jeszcze raz mocniej. Zanim zdążyła trafić w brzuch ugryzłam ją w rękę na tyle mocno, że upuściła nóż i zaczęła się tylko ze mną szarpać. Zrzuciła mnie z siebie, ale udało mi się kopnąć broń na bok. Eliza w odpowiedzi kopnęła mnie w zranioną nogę, ale skacząc na nią i zmieniając w człowieka udało mi się ją znowu powalić. Zdjęłam z paska kajdanki, które dostałam wcześniej na komendzie w celu zatrzymania mężczyzny, którego wcześniej szukałyśmy. Skułam kobietę i z czystej złości kopnęłam ją w brzuch i przytrzymałam butem przy ziemi.
- Elizabeth Reed, jesteś aresztowana za morderstwo—
- Cicho bądź psie, zróbmy układ. Nie masz czasu do stracenia, daj mi odejść to ja tobie dam odejść – przeniosła wzrok na krwawiącego poważnie Everetta, który leżał na ziemi kawałek dalej. Zacisnęłam zęby. Wzięłam z paska pistolet i strzeliłam jej w kolano. Kobieta wrzasnęła.
- Dlaczego. – Podeszłam do Everetta, nie zwracając większej uwagi na ból w nodze i klęknęłam przy nim. Żył, ale stracił przytomność. Z każdą chwilą tracił coraz więcej krwi, a teraz nie mógł zatrzymywać krwawienia.
- Pieprzone nadistoty. Nie zasługują na miejsce w tym mieście! Ludzie się boją, wiedzą że mordowały mnóstwo osób w ostatnich miesiącach. I jak myślisz? Po czyjej stronie stoi teraz władza?
   Zignorowałam ją i sięgnęłam szybko po telefon. Wysłałam tylko dokładny adres magazynu Madeleine i wzięłam leżącego na ziemi chłopaka na ręce.
- Policja przyjedzie tu po ciebie za chwile.
Minęłam kobietę, czując pod dodatkowym ciężarem ogromny ból w nodze przy każdym kroku.

*** 

   Leżałam na łóżku szpitalnym w formie psa, starając się zajmować jak najmniej miejsca. Łapa się goiła, pozostał jedynie bandaż chroniący ranę. Oczywiste było, że po tym zostanie mi spora blizna. Ale miałam ważniejsze sprawy na głowie.
   Nie leżałam na swoim łóżku szpitalnym. Stan Everetta był stabilny, lekarze mówili, że z pewnością przeżyje. Nie budził się przez dwa dni. Odkąd tylko mi pozwolili wyjść z własnego łóżka leżałam przy nim. Czułam się okropnie winna za to co się stało. Nie zdążyłam na czas, nie zdałam sobie ze wszystkiego sprawy wcześniej. Prawie zapłacił za to życiem.
Poruszyłam uchem, kiedy usłyszałam cichy jęk za mną. Zmieniłam się w człowieka i wychyliłam na korytarz. Stało tam dwóch policjantów i Madeleine, wiedziałam na kogo czekali. Zawołałam pielęgniarkę, która minęła mnie i weszła do pokoju. Madeleine weszła za nią, ja jedynie uśmiechnęłam się lekko do chłopaka i zamknęłam za sobą drzwi.
   Pozwoliłam policjantom mnie skuć, zaczęli coś mówić ale nie dużo z tego usłyszałam. Bardziej interesował mnie głos Madeleine, która tłumaczyła właśnie Everettowi co się stało.
- Emma odkryła, że to Eliza jest za wszystko odpowiedzialna. Upozorowała wszystkie morderstwa tak, żeby wyglądały na dzieło nadistot, stąd ta sytuacja z przyrodzeniem. Eliza dźgnęła cię nożem, co pewnie pamiętasz, potem przyszła Emma, którą też dźgnęła dwa razy w nogę. Podobno została przez nią skuta, ale nie wiadomo bo jej nie było kiedy policja przyjechała. Kiedy zadzwonili do nas ze szpitala okazało się, że Emma z zakrwawioną nogą niosła cię całą drogę bo ukradli jej samochód, dobrze że szpital nie był daleko. Potem przyznała się do związku ze sprawą śmierci Jareda Milesa z 2025 roku, przesłuchanie już się odbyło, teraz zabierają ją do aresztu gdzie będzie czekała, żeby spróbować obronić się przed sądem.
   Reszty rozmowy nie dosłyszałam, ostatnie zdania i tak zagłuszał hałas na korytarzu, na który przechodziliśmy. Westchnęłam i spojrzałam przed siebie.
Dobrze jest mieć czyste sumienie.


<Plot twist nr2, bye i guess>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^