Weszłam do środka poprawiając sukienkę. Wnętrze nie wyglądało dużo lepiej niż się spodziewałam, trochę ciasno jak zawsze, brudno po całym dniu i dużo głośniej niż w barze. Podrapałam się po karku i rozejrzałam czy nie ma tu nikogo, kto może mnie rozpoznać. Mnie natura nie obdarzyła zdolnością zakładania magicznego makijażu kiedy mi się tylko podoba. Westchnęłam i spojrzałam na towarzyszkę.
- Wynajmiesz pokój a ja zaczekam na ciebie i towarzyską panią?
- Wiadomo, że tu będzie? - przeniosła wzrok na mnie i wyciągnęła z kieszeni wizytówkę ze zniżką.
- Bywałam w takich miejscach, z własnych powodów, jeśli jakaś dziewczyna ma zniżki na swoje usługi, to prawdopodobnie będzie tutaj na każde skinięcie palcem. Ludzie lubią kupować coś na co zawsze można liczyć.
Madeleine minęła mnie i podeszła do recepcji. Nie czekając udałam się od razu w stronę pokoi do wynajęcia. Stanęłam przy ścianie i obserwowałam uważnie recepcje. Dziewczyna wzięła kluczyk i rzuciła go na ziemię, kiedy miała okazję. Kopnęła go butem w moją stronę, natychmiast go podniosłam i ruszyłam poszukać odpowiedniego numerka.
Znalazłam pokój oznaczony jako jedenaście, z dopisanymi markerem słowami "Zarezerwowane dla Katherine" z dorysowaną na końcu uśmiechniętą buźką. Przed otworzeniem drzwi zawahałam się, myśląc czy naprawdę chcę niszczyć tej młodej dziewczynie taką fantastyczną karierę, widać że jest tutaj celebrytką, skoro żadne inne drzwi nie miały takich napisów.
Włożyłam klucz w drugą stronę drzwi i schowałam się za nimi, czekając na przyjście dziewczyn. Kiedy się zbliżały z korytarza usłyszałam:
- Też lubię się czasem zabawić z inną dziewczyną, więc to będzie czysta przyjemność cię obsługiwać.
Nie chciałam wyobrażać sobie wyrazu jej twarzy kiedy to mówiła, ale mój umysł zrobił to za mnie i nie należał do moich ulubionych widoków. W przedszkolu mogli by wieszać takie plakaty z podpisem "stranger danger".
Kiedy tylko weszły do pokoju, zatrzasnęłam za nimi drzwi i zamknęłam je na klucz. Schowałam go do kieszeni i przybrałam swoją zwierzęcą formę, żeby zbadać pomieszczenie.
- Co to ma znaczyć?! - rzuciła przestraszona kobieta.
- Kiedy ostatni raz widziałaś się z mężczyzną o imieniu Preston Patel? - zapytała Madeleine opierając się o drzwi. Ja w międzyczasie ledwo wzięłam wdech i od razu uderzyły mnie zapachy tego, co się działo w tym pokoju. Co się zobaczyło i poczuło tego się już nie odzobaczy.
- Naprawdę nikomu nie życzę kiedyś poczuć to co ja tu czuję. Oni tu chyba jednak nie sprzątają - powiedziałam i wróciłam do sprawdzania wszystkich kątów pokoju.
- Wypraszam sobie--!
- Powtórzę to tylko jeden raz: kiedy ostatnio widziałaś mężczyznę o imieniu Preston Patel? Mamy dowody, że się z tobą widywał, więc nie próbuj nam powiedzieć, że go nie znasz.
Katherine chyba doszła do wniosku, że nie znajdzie innego wyjścia z tej sytuacji.
- Ostatni raz był tutaj we wtorek, umówiliśmy się na czwartek ale się nie zjawił... Straci swoje zniżki - zrobiła niezadowoloną minę jakby ją to bardziej bolało, niż jego.
- Nie zjawił się w czwartek bo Preston Patel nie żyje. Czy wiesz coś jeszcze?
***
- Myślisz, że wie coś jeszcze? - zapytała Madeleine chwilę po tym, jak wypuściłyśmy przestraszoną kobietę. Wskoczyłam na łóżko i na nim usiadłam, drapiąc się za uchem łapą.
- Tego nie wiem, wiem tylko tyle, że kłamała mówiąc, że nie miała klientów od tamtego czasu.
- To dlaczego nic nie powiedziałaś? - nie próbowała nawet ukryć irytacji w jej głosie.
- Bo i tak by nam nic więcej nie powiedziała, a wydaje mi się że sama się czegoś boi. Może ktoś wyrównuje stare rachunki? Jeśli tak, to można sprawdzić kasyno o którym wspominała. Jeśli miał kasę na to, żeby sobie zrobić wypadzik do hotelu nad kasynem, to miał pewnie też kasę żeby spłacić parę zaległych długów. Niektórzy po prostu wolą się nie przyznawać - wstałam i zmieniłam się w człowieka.
Wyszłyśmy z pokoju z zamiarem opuszczenia tego przeklętego miejsca. Bywałam w gorszych, ale nie miałam powodów dla przebywania tutaj ani chwilę dłużej. Jednak ledwo postawiłyśmy parę kroków a usłyszałam bardzo cichy, lecz znajomy dźwięk w korytarzu za nami.
- PADNIJ! - krzyknęłam odpychając dziewczynę na bok. Dźwięk wystrzału przyprawił mnie o krótkotrwałe dzwonienie w uszach. Napastnik był zdziwiony tym, że nie udała mu się ta marna próba zabójstwa, więc nie zaczął uciekać od razu, co dało mi czas na wstanie i bieg za nim.
Od razu widać było, że wiedział co robi biegnąc przez różne elementy budynku, który przez metalowe drzwi łączył się z sąsiadującym barem. Mężczyzna zamknął mi drzwi przed nosem. Cofnęłam się o krok i siłą otworzyłam je uderzeniem barkiem. Szybko się rozejrzałam i zobaczyłam go jak wybiega z kuchni w inne miejsce, przez jasne światło wywnioskowałam, że na zewnątrz. W biegu ponownie przybrałam formę psa i szybko wydostałam się za nim.
Jedyne co tam zastałam, to odjeżdżające właśnie auto. Nie miałam zamiaru poddawać się tak szybko, więc zaczęłam biec za nim i zanim jeszcze dobrze zdążyło nabrać prędkości wskoczyłam na bagażnik. Przez tylne okno zauważyłam jeszcze jednego mężczyznę, który prowadził auto. Na siedzeniu pasażera też ktoś siedział, ale nie byłam w stanie stwierdzić czy to kobieta czy mężczyzna.
Tajemnicza postać wychyliła się za okno, ukazując maskę z jeszcze przyczepioną do niej ceną, która wyglądała jak maska Jasona. Bardzo oryginalnie. Zanim zdążyłam się jednak przyjrzeć, postać wyciągnęła pistolet. Udało mi się zeskoczyć z samochodu zanim strzeliła mi prosto w klatkę piersiową, ale za to próbując mnie jeszcze trafić udało jej się strzelić mi prosto w lewą tylną łapę. Upadłam na ziemię i przeturlałam się po drodze. Na szczęście nikt nie próbował już oddać kolejnego strzału, co dało mi czas na przyjrzenie się samochodowi, którym odjeżdżali.
***
Wróciłam do burdelu, z którego dopiero co w końcu udało mi się wyjść z brudnym oraz, niestety, przetartym w jednym miejscu ubraniem i zakrwawioną lewą łydką razem z moim biednym butem. To buty zawsze najbardziej cierpią. Everett już czekał w środku rozmawiając z Madeleine, nikogo więcej nie było widać. Wszyscy pewnie uciekli po tym, jak usłyszeli, że ktoś strzela. Jak tylko podeszłam oboje przenieśli na mnie wzrok.
- Nawet go nie złapałaś? - zaczął Everett z niezadowoloną miną. Wyczułam w tym głosie nutę kpiny ale postanowiłam ją zignorować.
- Nie, nic mi nie jest. Dziękuję, że pytasz. Mi też się z tobą wspaniale pracuje - uśmiechnęłam się do niego. - Mam numer rejestracyjny samochodu, którym odjechali. Kule w pistolecie nie były ze srebra - przeniosłam wzrok na moją nogę. - Więc wy możecie iść i poszukać w tych waszych bazach danych tego samochodu, a ja w tym czasie pójdę coś zrobić z moją nogą i ubiorem i spotkamy się na miejscu.
W głębi duszy czułam, że zapowiada się długi tydzień.
<Psiapsi?????>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz