- Przepraszam, nie ch--
- Śledziłeś mnie!?
Przerwałam mu kładąc ręce na jego torsie, żeby go odsunąć. Mężczyzna się podniósł, ciągnąc mnie sa sobą. Spojrzałam na niego i związałam włosy, gumką, żeby mieć swobodę w widzeniu. Chłopak patrzył na mnie, trochę zmieszany.
- Można tak powiedzieć.
- Niech zgadnę, Jay Cię wysłał! Powiedz mu, że nie wrócę do watahy i żeby przestał mnie szukać! Odsunęłam się, stając na krawędzi dachu.
- Jesteś wilkołakiem?
- OCZYWIŚCIE, ŻE NIE, BARANIE!
Przetarłam twarz, marszcząc brwi.
- Czemu to wszystko jest takie skomplikowane... Zrezygnowana spojrzałam na niego. Wyglądał na zamieszanego. Czyli mówił prawdę.
- Nie ważne, przepraszam, jestem przewrażliwiona.
- Widzę.
- Twoja szczerość nie pomaga w naszej relacji, Will.
- Skąd wiesz, jak mam na imię?
Wskazałam mu na torbę, gdzie miał wydrapane trzy litery u zostało same "W".
- Trzy litery wydrapane, strzelam, że się ukrywasz. - Nie chciałam mu zdradzać, że też jestem nadistotą. Cholera wie, co by się stało.
- Czy możemy wrócić do treningu? Nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać z kimś, kto mi się nawet nie przedstawił. - burknął niezadowolony.
- Ashley. I masz rację, marnujemy czas. Łatwiej będzie, jak ci pokażę, jak to się robi.
Stanęłam na tej cieniutkiej krawędzi.
- Największą ciekawostką jest to, że każdy człowiek ma lęk wysokości. Są jednak ludzie, którzy potrafią przezwyciężyć ten strach, bo potrafią zaufac sobie i swoim umiejętnościom.
Przeskoczyłam na jedną rękę, robiąc skok do tyłu. Złapałam nogę, dla równowagi. Spojrzałam na niego. - Żeby złapać równowagę, musisz zaufać swojemu ciału.
- Teraz się popisujesz.
Położyłam ręce na ziemi, robiąc kilka obrotów na dłoniach i gdy byłam tyłem do niego, odbiłam się dłońmi, lądując na ziemi, na dwóch nogach.
- TO było popisywanie się. - poprawiłam ubrania i pokazałam mu, na krawędź dachu.
- Jeszcze raz. Czarnowłosy wywrócił oczami i stanął ponownie. Rozłożył ręce, idąc przez krawędź, naciągnięty jak struna. To była chwila, gdy go chwyciłam za szalik, kiedy jego ciało, leciało w dół.
- ŁADNE WIDOKI, CO?! - krzyknęłam w jego stronę i go wciągnęłam na dach. Postawiłam go, opuściłam mu ręce, rozluźniłam barki. Stanęłam za nim i złapałam go w biodrach.
- Co ty robisz?
- Cicho. Przyda ci się taka lekcja na start.
- Przecież się oboje wywalimy.
- Zaufasz mi, czy nie? - Spojrzałam na niego.
- No nie wiem.
- STARY, URATOWAŁAM CI ŻYCIE! DWA RAZY!
- Fakt. Niech będzie.
Zaczął iść swobodnie przed siebie, a ja szłam krok w krok, za nim. Gdy złapał, o co biega, puściłam go. Szedł na spokojnie, jednak i nie za szybko. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Szybko łapiesz.
- Jak zawsze.
- Zawsze jesteś tak pewny siebie?
Podchaczyłam go, a ten wywalił się na ziemię. Zaśmiałam się i kucnęłam, patrząc na niego.
- Poćwicz trochę. Spotkamy się innym razem. Wstałam i zeskoczyłam z dachu. Złapałam się parapetu budynku i skończyłam na niszczy. Wylądowałam na kontenerze i poszłam w swoim kierunku.
*****
Posrzuciłam banknotami i schowałam je do portfela. Kolejna zamówienie, załatwione. Właśnie, może zostanę prywatnym detektywem na wynajem? To nie jest głupi pomysł. W tym momencie, poczułam szarpnięcie. Znalazłam się w cieniu, zauważając nie kogo innego jak...
- Will?! Co ty robi-- - nie skończyłam, bo zakrył mi usta.
- Miałem Cię znaleźć, żebyśmy kontynuowali naukę. Wywróciłam oczami i wzięłam jego rękę. Odsunęłam się od niego i stanęłam na konterze.
- Ale umowa. Zero mocy.
- Zgoda.
- Super. To lecisz za mną!
Przejrzałam się za najprostszą drogą na dach i złapałam się schodów pożarowych. Pociągnęłam się i kucnęłam na barierce.
- Idziesz?
<Will?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz