1
kwi
2019

OD Everett'a CD. Emmy


- 99 bottles of beer on the wal--
- Przymknij się w końcu, co?
Nie wiem jak długo tam już byliśmy. Nie mogę spojrzeć na mój zegarek na ręce, bo kochane łańcuchy nie pozwalają na takie kocie ruchy. Kłócić skończyliśmy się dawno, nikt nie ma siły drzeć się na siebie przez cały dzień. Emma wzięła głęboki wdech.
- Jeszcze raz. Jak ty się dałeś złapać?
- Wysłali SMS'a z twojego numeru, że chcesz się pogodzić. I masz shake'a. Sprzedałem się za shake'a. No ale jak możesz się domyślić, nie zastałem ciebie a trzech pudzianów. I tak oto wylądowałem skuty do ciebie.
   Emma pewnie by się sfacepalmowała, gdyby nie była skuta.
- Przypominam, że sama dałaś się złapać.
- Nie spodziewałam się, że tyle ich będzie, ok?
- Mogłaś ich zagryźć, hehehehe
   Emma pociągnęła łańcuchami z całej siły przez co trzasnąłem plecami w słup.
- Ty mała--
- Zakopmy na teraz ten topór wojenny i wydostańmy się stąd. Nie mam siły na ciebie.
   Rozejrzałem się po pokoju. Przede mną był stół, prawie na wyciągnięcie ręki. Oprócz tego miałem widok na drzwi, a obok nich stała doniczka z jakąś rośliną, chyba tują.
 - Mam jakiś stół z narzędziami i widzę drzwi, ty?
- Stół do torturowania ludzi i lodówka.
  Szarpnąłem w stronę stołu i wyciągnąłem nogę, żeby przyciągnąć stół a za mną usłyszałem krzyk Emmy i syk spalającej się skóry. Już prawie dosięgnąłem klucz ale coś mną miotło i trafiłem plecami na słup znowu.
- Staram się nas uwolnić, boże święty!
- I nawet nie pomyślałeś o tym, żeby zapytać, czy mi to pasuje, kiedy wiadomo, że może mnie to zabić? Jeb. się.
 Znowu zapanowała cisza. Westchnąłem.
- Przepraszam.
- Co?
- Przepraszam. Nie powtórzę tego trzeci raz.
- Za co niby?
- Za wszystko. Że rzucam tobą o srebro. Że zachowuje się jak dupek. Że za wszystko ciebie obwiniam. jesteś dobrym detektywem i nie masz wścieklizny ok
-... Nigdy nie myślałam, że usłyszę takie słowa. Jestem totalnie uwiedziona. - zatrzymała się na chwilę -  Też przepraszam za wszystko, co powiedziałam i za to, że ciebie ugryzłam i walnęłam talerzem. Przyjmijmy, że po tym co się dzisiaj stanie będziemy raz na zawsze kwita.
- Niech ci będzie.
Wzięła głęboki wdech. - Zaczynaj. Tylko szybko, błagam cię.
   Przysunąłem się w kierunku stołu, i oczywiście pierwsze co temu towarzyszyło to syk i skomlenie od strony Emmy. Przyciągnąłem nogą stół, który runął o ziemię a klucze w poślizgu wylądowały koło Emmy. Wzięła je i szybko otworzyła swoje kajdanki po czym stanęła przede mną.
- A może ciebie nie wypuszczę?
- Bardzo śmieszne.
   Kucnęła obok mnie i wyzwoliła mnie z niewoli 
- Mój bohateeeer~~~ - powiedziałem i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Dobrze było znowu się pośmiać po tym wszystkim. - A teraz tylko wyjść - poszedłem otworzyć drzwi, ale jak wszyscy możemy się spodziewać - były zamknięte.
- A teraz, gdybym była walniętą biznesmenką, gdzie bym ukryła klucze do drzwi.
- Poczekaj, mam plan. - zacząłem przesuwać ręce po włosach - Boże, gdzie ja to wsadziłem. - przesunąłem je jeszcze parę razy. - Czy oni naprawdę wyciągnęli moją wsuwkę do włosów?
- Ty nosisz wsuwki do włosów?
- Madeleine mnie nauczyła, jak otwierać drzwi wsuwkami. Mogę cię zapisać na jej prywatne lekcje, jeśli chcesz.
Spojrzała się na mnie wzrokiem™.
- Weź szukaj kluczy, a nie.

***

   Spędziliśmy jakąś godzinę  przeszukując każdy kąt, wliczając lodówkę Okazało się, że kluczami do drzwi były te same co użyliśmy do kajdanek. Nigdy nie czuliśmy się bardziej tępi, niż w tym momencie. W międzyczasie zadzwoniła do nas Madeleine, która przekrzykując jakiś tłum, kazała nam jak najszybciej przyjechać pod komisariat. Dojechaliśmy tam taksówką, która najwidoczniej potrafi dojechać wszędzie, i uwierzcie mi na słowo, kiedy mówię, że horda to mało powiedziane. Była tu chyba każda nadistota, jaka mieszka w Riverside - wszyscy strajkujący przed komisariatem. Przed budynkiem została utworzona z linii SWAT z Los Angeles dobrze, że napisałem tamten mail.
Z trudem przecisnęliśmy się przez nich wszystkich i weszliśmy do środka. Podbiegła do nas Madeleine.
- Dobrze, że tu jesteście, otworzyli zbrojownię i ogłoszono stan wyjątkowy, oddział specjalny z Kalifornii już tu jedzie.
Ja i Emma spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Nie było nas jeden dzień. JEDEN. Ruszyliśmy w stronę zbrojowni i bardzo hojnie zabraliśmy połowę broni tam zgromadzonej. Gdy wróciliśmy, tłum zdecydowanie stał się bardziej agresywny, rzucając różne butelki na nasz ludzki mur. Przytoczył się do nas kochany szefowy.
- White i ty, jakkolwiek się zwiesz. Pracujesz z nami a teraz skoro jesteś z ich rasy, masz ich jakoś uspokoić.
- Przecież ja ich częściej zamykam niż pomagam?
- Nie obchodzi mnie to. Masz się tym zająć. Teraz. -wypluł z siebie wraz ze śliną, po czym pobiegł opieprzać jakiś nowych, że nie poprawnie trzymają broń.
- To co, idziemy? - Spytałem się.
- Najwidoczniej.

***

Nasze wspaniałe trio i parę innych ludzi, wliczając w to szefa i Konrada, wyszliśmy na zewnątrz. Emma stanęła ławce i starała się przekrzyczeć tłum. Konrad obstawił prawą część, Madeleine lewą, a szef tuptał z jednej strony na drugą. Ja stałem z tyłu i przyglądałem się zgromadzonym nadistotom. Dopiero w tłumie zobaczyłem znajomą marynarkę i spódnicę i przefarbowane czerwone włosy.

O nie.

Podeszła do przodu.

Ta szmata.

Eliza spojrzała mi prosto w oczy z tym swoim uśmieszkiem, po czym wyciągnęła z kieszeni nie pistolet, a granat.

I rzuciła go prosto w stronę Emmy i reszty.

Czułem jakby czas się zatrzymał.
Pobiegłem do przodu.

Skoczyłem i popchnąłem Emmę.


Nastąpił wybuch.

<O PATRZCIE POWSTANIE WASSUP>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^