- Odłóżcie gdzieś broń, potem pogadamy. - podszedł do nas jakiś karzeł z koszem na śmieci. Niechętnie wrzuciliśmy tam nasze pistolety, po czym usiedliśmy na kanapie. Po chwili zamaskowany człowiek wrócił z jakimś dokumentem.
- Podpiszecie tutaj, że zobowiązujecie się do utrzymania zawartej za chwilę obietnicy. - powiedział podając nam spięte pięć kartek. Szybko przejrzeliśmy wszystkie strony i nigdzie nie było tekstów napisanych małym druczkiem.
- I znając życie nie dowiemy się co mamy zrobić? - spytałem. Gdyby ktoś był ciekawy - nie otrzymałem odpowiedzi. Spojrzałem na Emmę, która tylko wzruszyła ramionami. Miejmy nadzieje, że w tym momencie nie sprzedajemy naszych dusz Cthulhowi. Podpisaliśmy się i w tym samym momencie kontrakt jakby ożył, wystrzelił w powietrze i spalił się sam z siebie. Chyba sprzedaliśmy nasze dusze Cthulhowi. Zaraz po tym poczułem piekący ból w ręce. Wokół nadgarstka zostały wypalone różne esy floresy, tworzące "bransoletkę". Spojrzałem na rękę Emmy - też miała wypalone znamię, tylko, że jej miało ostrzejsze linie w porównaniu do moich zawijasów.
- Czy to ma jakieś znaczenie, że mamy różne znaki czy...? - spytała Emma.
- Kto wie? Nie kwestionujemy magii Najwyższego i wy też nie powinniście. - powiedział wzruszając ramionami. - Wracając. Podpisując ten dokument zgodziliście się na ignorowanie naszych... działań w mieście. Po prostu zbiegiem okoliczności będziecie gdzieś indziej, kiedy my będziemy załatwiać swoje sprawy i wszyscy będą zadowoleni. A teraz, co chcieliście od Braterstwa?
- Aurelia Wilkes. - mężczyzna zesztywniał - Nasz kontakt powiedział, że była z wami blisko, czy to prawda?
Mężczyzna na chwilę zamilkł.
- Tak..
- I? - kontynuowała Emma.
- Spotykała się z jednym z naszych braci, ale od tygodnia nie mamy z nią kontaktów.
- Gdzie jest ten "brat?".
- Od tygodnia nie wychodzi z pokoju.
Mężczyzna zaprowadził nas na górę i zostawił przed pokojem. Emma zapukała.
- Chcemy porozmawiać o Aurelii, możesz wyjść? - brak odpowiedzi. Następną logiczną rzeczą było otworzenie drzwi. To był błąd. Pierwsze co poczułem to zapach krwi, który mnie zmdlił. Na łóżku leżał na oko dwudziestolatek z przeciętymi żyłami.
- Po prostu kocham kiedy tracimy jakiś trop. - Emma westchnęła podchodząc do zwłok.
- Poczekam na ciebie na zewnątrz. - powiedziałem wychodząc z tego pokoju jak najszybciej. Ten zapach krwi był przytłaczający.
***
- Czyli zabrał sobie życie, bo jego ukochana zniknęła, ta? - powiedziałem parkując przy komisariacie.
- Dokładnie. Zaczynam się czuć jak w jakimś tanim melodramacie. - Emma dopiła swoją kawę i wyszła z samochodu. Zaraz po wejściu do budynku podbiegła do nas Madeleine, przy okazji popychając kogoś na podłogę.
- I jak poszło? - spytała.
- Zabił się zanim zdążyliśmy się czegoś dowiedzieć. - odpowiedziałem.
- Śmierć przez żyletkę.. Ciekawe czy bolało. - zaczęła mówić do siebie.
- Skąd ty to w ogóle wiesz? - Emma spojrzała na nią ciekawsko z poirytowaniem.
- Ja wiem wszystko. Wracając, pamiętacie, jak poszperałem na balu? Okazało się, że był na nim jeden z moich dobrych starych znajomych. Mówił, że dziewczynę widział na aukcji i została sprzedana za miliard. M i l i a r d. Musiała naprawdę mieć branie.
- Mam nadzieję, że wiesz, gdzie teraz jest? - spytałem ją.
- Znam nazwisko jej nabywcy. Dzisiaj w nocy idziemy ją odbić, wyśle wam adres. Ubierzcie się na czarno. - rzuciła i zniknęła w tłumie innych policjantów.
***
Trafiłem na miejsce ostatni. Byliśmy w lesie za posiadłością jakiegoś włoskiego wilkołaka, dokładniej Zantusa Abbadeliego. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak komplikują swoje imiona i nazwiska.
- Plan jest taki - zaczęła Madeleine - Wchodzimy po ścianie na balkon do pokoju gościnnego. Byłam tu wczoraj na zwiadach i pan Zantus nie spodziewa się żadnych gości w najbliższym czasie. Rozdzielimy się i przeszukamy całe piętro. Tylko proszę was, zachowajcie cisze. - Nikt z nas się nie sprzeciwiał. Madeleine wspięła się na drzewo i zaczęła powoli iść po jednej z grubszych gałęzi w stronę okna. W końcu skoczyła i wbiła się przez okno do środka. Chwilę później z balkonu obok wypadła linia, dzięki której mogliśmy się wspiąć do środka.
- Nie mogłaś wejść balkonem tak jak ty planowałaś? - syknęła Emma.
- Tak było ciekawiej. Spokojnie, nie ma tu ochrony ani niczego. Tylko wilkołak i prawdopodobnie dziewczyna.
Pół godziny później wszyscy spotkaliśmy się przy schodach. Całe piętro było puste, nawet pokój Zantusa. Zeszliśmy na dół i właśnie kiedy usłyszeliśmy coś z piwnicy. Brzmiało to jak... jęki?
- Musiał ją skatować albo coś, szybko! - rzuciła Emma i wszyscy trzej zbiegliśmy do podziemi. Emma staranowała drzwi z całej siły i wszyscy weszliśmy do pokoju przygotowani na jakąś makabryczną scenę mordu. Boże jak bardzo byłem w błędzie. Tego widoku nie zapomnę do końca swoich dni. Aurelia była pochylona i była bita biczem przez Zantusa. Oboje byli nadzy. Oczywiście wszystko ze skóry. Na podłodze walały się różnego rozmiaru dildo, niektóre już użyte. Trafiliśmy do sex dungeonu. Wszyscy zamarliśmy.
- Aurelia Wilkes? - przerwałem ciszę.
- T-tak?
- Twoja matka kazała nam ciebie odnaleźć. - zacząłem do niej podchodzić
- Nienienie, proszę, tylko nie do tego potwora! - Cofnęła się do ściany, w międzyczasie rzucając we mnie dildami, biczami, żelami, wszystkim. Nagle wcisnęła jakiś ukryty przycisk na ścianie, bo za nią otworzyło się tajne przejście.
- Non ci prenderai mai! - krzyknął Zantus i oboje pobiegli w ciemność. Od razu rzuciliśmy się za nimi. Po parunastu skrętach trafiliśmy przed dworem. Odjeżdżali już w swoim BMW, więc Emma i ja wsiedliśmy do radiowozu zaparkowanego za drzewem paręnaście metrów dalej. W środku nocy to miasto trochę zamiera, więc ze spokojem kochankowie rozwijali prędkości przekraczające limit.
- ZATRZYMAJCIE SIĘ TERAZ! - krzyknąłem w megafon.
- Wiesz, wątpię, żeby ciebie posłuchali! - Emma mocno skręciła w prawo. - Kierują się na jedną z najniebezpieczniejszych dróg w całym Riverside, przygotuj się! - powiedziała przyśpieszając jeszcze bardziej. Spojrzałem do tyłu i zobaczyłem cały rząd radiowozów pędzących na drugą stronę drogi, żeby ich odciąć. Najwidoczniej Madeleine poinformowała centralę o tym wszystkim. Miło.
Byliśmy już dawno poza miastem, jechaliśmy po górze, jeden zły ruch i wątpię byśmy wyszli cało z upadku z ponad stu metrów w ciemną przepaść. Auto przed nami nagle się zatrzymało, mało brakowało a byśmy w nich wjechali. Wychyliłem głowę i ujrzałem, jaki był powód ich stop'u - Madeleine i reszta w końcu się zjawili. Zantus i Aurelia wybiegli i stanęli przy krawędzi.
- JESTEŚMY GŁĘBOKO W SOBIE ZAKOCHANI! - krzyknął wilkołak, a wszyscy podeszli bliżej.
- Tak! - potwierdziła Aurelia.
- JEŻELI STĄD NIE PÓJDZIECIE, SKOCZYMY! MIŁOŚĆ NIE ZNA GRANIC! - niektórzy się zatrzymali, ale większość dalej podchodziła.
- Ta-- chwila, co? - Aurelia zbladła.
-Ci vediamo all'inferno! - krzyknął Zalus zeskakując z klifu i ciągnąc ze sobą krzyczącą w niebogłosy dziewczynę. Po chwili dało się usłyszeć cichy trzask i nastała cisza.
- Co tu się odjebało? - spytała Emma.
Chciałem jej odpowiedzieć, ale nawet nie poczułem jak upadam i odpływam do Valhalii. Usłyszałem tylko stłumione krzyki zanim straciłem do końca przytomność.
<well they dead oops>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz