Od Will CD. Ashley

Siedziałem sobie na dachu, cichy wiatr, słońce które właśnie zachodziło (bo tyle czasu zajęło Ashley przyjście do mnie). Zerwało mnie z tego widoku nadchodząca Ashley:
- Zajęcia odwołane.
- Co? Dlaczego?
- Mamy zaproszenie do klubu.
- I czemu mamy do niego iść? - spytałem.
- Bo mnie potrzebują z mojej starej ekipy. Albo idziesz ze mną, albo idę sama. Nie martw się, tam się roi od nadistot.
- Skoro nalegasz.
- Powiedzmy.

*****

Zeszliśmy szybko z budynku i udaliśmy się na prawie że drugi koniec miasta. Stanęliśmy przed Barem Mostrador, podobno jednego z najpopularniejszych klubów w mieście, można to było zauważyć po kolejce przed wejściem. Oczywiście Ashley miała jakieś tam układy ze strażnikiem i weszliśmy, omijając kolejkę do wewnątrz. W środku, jak to w klubie, prawie wszyscy pijani, bo reszta naćpana w rogu klubu i my. Ciekawiło mnie, co musi załatwić Ashley sprowadzając nas AKURAT do takiego miejsca. Czy może po prostu chce mnie uchlać i porzucić w kontenerze na śmieci, aby potem być zmiażdżonym przez śmieciarkę (w sumie był czwartek, więc jutro miała być wywózka śmieci). Z tego całego myślenia wybyło mnie przebijanie ramie o ramie innych ludzi. Trochę podenerwowany całą tą sytuacją zapytałem w końcu:
- To gdzie jest ta twoja stara ekipa?
- Nie maaam zielonego pojęciaaa zjebie - zachichotała przy tym.
- Hę?
- Siadaj staryyy obok mnie.
Ile czasu spędziłem wyobrażając sobie jak ginę przez śmieciarkę, że Ashley zdążyła się nawalić? Parę sekund. Widać, że to trochę desperacki i smutny krok. Postanowiłem ją wesprzeć i usiadłem obok niej i zamówiłem kilka shotów. W sumie. Dawno tak się nie czułem. Ciągle się u mnie zdarza, że odlatuje w chmury jak się zamyśle. Ale po tym. ALE PO TYM. Tak dobrej wódki jeszczeeee nie piłem. Normalnieee. Świat był przepełniony tęczą a nawet czasami wirował jak pralka. Ciekawe czy to była tylko wódka? Eeeeee tam mnie to nie obchodzi.
- Stara, jesteś tak zajebiiiście zajebista, że kurwa jest tak zajebiaszczo zajeeebiście, że aż za zajebiiiiiiścieeee. 
- Myślisz, że czemuuu cię tu zabrałam idioto. Taki towar sam nieee chodzii. 
- Ha. I ty z takim tekstem do mniee? JA mam przynajmniej kontakty w całym mieście, jak i nie na świecieee.
- Śmieszny jesteś. Rozkwasiłabym cię jak jabłko. Mówię poważnie. 
- O nie.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem i dalej sobie pogawędzaliśmy. Świat wydawał się taki piękny. I taki mógłby być całyyy czas. Gdy tak sobie śmieszkowaliśmy, nie spostrzegliśmy, że weszła bardzo duża ekipa ubrana w takie same stroje. Byli dobrze uzbrojeni, w maskach i prawdopodobnie z modulatorami głosu.  Nagle jeden z nich rzucił granat dymny i zasłona rozprzestrzeniła się po całym klubie. Jednak wszyscy tak byli nawaleni, że myśleli, że to jest atrakcja wieczoru. Żołnierze zaczęli strzelać do sufitu i nawoływać: Wszyscy na ziemię! 
Nagle poczułem się jakbym DOSŁOWNIE spadł z nieba i uderzył o ziemię. Szara rzeczywistość jednak powraca. Szybko przetoczyłem się po podłodze za murek baru. Szybko zorientowałem się, że nie ma ze mną Ashley. Zerknąłem zza ścianki i zobaczyłem, jak spada z krzesła na ziemię, Próbowałem ją przeciągnąć do siebie, lecz policja stanęła tuż obok mnie. Zmieniłem się szybko w cień i obserwowałem całą sytuację. Podnieśli paru ludzi, aby im się przyjrzeć, czy są nadistotami. Jeden z nich zauważył, że ktoś się podniósł z ziemi i zaczął do tej osoby celować. Nie wiem co mnie pokusiło do tego czynu, ale szybko podniosłem się, zmieniłem się w człowieka, przeleciałem przez barek i rzuciłem się na tą kobietę, aby ją przewalić na ziemię i uniknąć postrzału. Poczułem tylko, jak moja koszula rozdziera się od postrzału kuli. Oczywiście pomijam fakt, że wciąż byłem wtedy pijany (chyba). Nie mogłem pozwolić, żeby ci ludzie pozabijali niewinne osoby, które po prostu chciały się zabawić na swój sposób. Wszyscy policjanci zaczęli podbiegać do mnie. Dosyć wolno im to zajęło, że mnie tam już nie było. Zagwizdałem i odwrócili się, a ja w ręku trzymałem karabin maszynowy i... patelnie. Czekaj, cooo? (Aż się sam zdziwiłem).

*****

Moje serce i oddech tak bardzo szalał. Co ja właśnie zrobiłem. Uratowałem tą kobietę przed strzałem a tylko ucierpiała na tym moja czarna koszula. Moja. Ulubiona. Czarna. Koszula. Wkurzony szybko wyślizgnąłem się na tył baru i zacząłem szukać jakiejś broni zanim mieli po mnie przyjść. W okolicy zauważyłem sklep z przedmiotami codziennego użytku. Od razu przyszedł mi na myśl nóż kuchenny (PRZECINEK) więc postanowiłem szybko skoczyć po niego. Wbiłem szybko do sklepu przez szybę, ale zauważyłem, że podążał za mną jeden z policji, która wbiła do klubu. Odwróciłem się w strone sklepu i wziąłem pierwszą rzecz, jaka wpadła mi w ręce. Patelnie. I uderzyłem go z całej siły w twarz, kilkukrotnie, aż stracił przytomność. Wziąłem od niego karabin maszynowy i szybko pobiegłem na przód baru, myśląc tylko o tym czy Ashley i pozostałym nic nie jest. Stanąłem przed barem. Popatrzyłem się na zegarek (minęło tylko 15 sekund) i zagwizdałem.

*****

Odwrócili się i z rozkazu jednego z nich zaczęli strzelać w moją stronę. Zacząłem odbijać te pociski patelnią (nie mam zielonego pojęcia z czego była zrobiona, ale osobiście przyznam, że jest to jedna z moich miłości w życiu od teraz) i strzelać do nich jednocześnie. Staram się celować wyłącznie w nogi, jednocześnie nie celując w cywili. Większość z nich padła, w dodatku parę osób wstało i ogłuszyło ich. Po tej całej masakrze, w całym klubie było pełno krwi dokonanej przeze mnie. Nie zdawałem sobie w tamtej chwili, że istnieje takie coś jak konsekwencje. Szybko podbiegłem do Ashley, która pod wpływem strzelaniny obudziła się. Lekko zdyszany:
- Jesteś cała?
- Ta, ta, nic mi nie jest. Tylko głowa lekko boli.
- Nie wiem co tutaj zaszło, działo się to tak szybko, a mój mózg paruje, jak maszyna parowa wynaleziona przez Jamesa Wat-
- Dlaczego... - lekko wymówiła te słowa, wskazując swoim palcem na jednego z żołnierza, który miał odkrytą maskę.
Po chwili, gdy chciałem się dowiedzieć o co chodzi, zemdlała. Szybko kucnąłem i podniosłem ją lekko moimi rękami i potrząsałem.
- Halo, ziemia do Ashley.


Ashley?


...


Ashley!!!


(Ashley?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^