- Emma, laska, zatrzymaj się.
Wręcz przeciwnie, przyśpieszyła.
- Chyba pamiętasz, że on jest po co tu przyjechaliśmy?
Zatrzymała się i przekrzywiła głowę, patrząc to na mnie, to na Aideen. Kobieta westchnęła.
- Jeżeli wyciągniesz Dallasa, to się z tobą ożenię skarbie.
Najwidoczniej Emmie to wystarczyło. Podbiegła do mnie.
- Zejdź mi z drogi, muszę to zrobić dla mojej u k o c h a n e j ~
- Nie dzisiaj.
Próbowała przejść obok mnie ale za każdym przesuwałem się, ponownie blokując jej przejście.
- Aiiideeeeeeeen, on nie chce mnie przepuuuuuściiiiiiiććććć!!!!!! - zaczęła narzekać. Aideen spojrzała znad swojego telefonu, na mnie, na nią i znowu na telefon.
- Zrób coś z tym, złam mu nogę, czy tam rękę, może dwie czy coś. Zabij jak musisz. Nie obchodzi mnie co się z nim stanie.
Emma spojrzała się na mnie.
- Liczę do trzech. Raz. - spojrzałem na nią jak na idiotkę.
- D w a. - sięgnąłem po pistolet.
- Trzy. - próbowała mnie uderzyć ale zanim mogła to zrobić, przywaliłem jej z całej siły pistoletem w głowę. Powaliło ją na ziemię ale jednak nie straciła przytomności
- AIIDEEEEEN POMÓÓÓÓÓÓŻ - rykła.
- Boże święty. Załatw Everett'a, to auto daleko nie ucieknie. - rzuciła od niechcenia Aideen i zadzwoniła do kogoś.
Emma rzuciła się na mnie i powaliła mnie na ziemię. Przetoczyliśmy się parę razy, raz ja na górze, raz ona (° ͜ʖ °) . Kopnąłem i zrzuciłem ją z siebie. Przybrała formę lykana i ponownie skoczyła na mnie zanim miałem czas się podnieść. Wgryzła mi się w prawe przedramię mocno. Przywaliłem ręką w asfalt z całej siły, a skoro trzymała się mnie, to i ona przytuliła asfalt. Puściła mnie i pobiegła w stronę mojej broni. Skoczyła po nią, zmieniła się w człowieka i wylądowała na boku łapiąc mój pistolet. Wycelowała do mnie i próbowała strzelić. No właśnie, próbowała. Popatrzyła tak na mnie, a potem na broń.
- Co jest, kurwa? - powiedziała kiedy wstałem.
- Heheheh. Nie odbezpieczyłaś pistoletu. A teraz odłóż to, to nie zabawka. - zacząłem się do niej zbliżać, ale w końcu odbezpieczyła broń i strzeliła. Na szczęście spudłowała i trafiła auto za mną, które włączyło alarm wyjący we wszystkie strony świata. Emmie najwidoczniej się to nie spodobało, bo zaczęła kryć uszy.
- Czyżby było za głośno, hmmm? - wyrwałem jej pistolet z ręki i wyciągnąłem magazynek zanim schowałem go do kieszeni.
Zacząłem iść w stronę Aideen i jej kółka różańcowego wyciągając kajdanki.
- Jesteście zatrzymani za bezpodstawne użycie mocy przeciwko człowiekowi, sprzeciwianie się policji, a nawet dało by się to wszystko pociągnąć za ruch terroryst--
Poraz kolejny dzisiaj zostałem powalony na ziemię, przejechałem się po asfalcie i wylądowałem pomiędzy nimi wszystkimi. Słyszałem warkot nad głową.
- Najwidoczniej kundelek obrócił się przeciwko panu i teraz odgryzie mu głowę. Ohh jaka szkoda. - powiedziała Aideen.
Emma właśnie miała mi się wgryźć w kark, kiedy usłyszeliśmy cichą muzykę klasyczną, której głośność wzrastała z każdą sekundą. Wszyscy spojrzeliśmy na wejście do parkingu. Muzyka cały czas przybierała na sile aż nagle
the winged hussars arrived
Przez bramkę z całej siły wjechał radiowóz, który był źródłem tych jakże przepięknych pieśni. Problem był w tym, że kierował się prosto na nas. Emma zeskoczyła ze mnie, ja przeturlałem się w bok, Aideen i Will zastygli w miejscu, a Ashley przygotowała się do skoku. Popchnęła Aideen i sama odskoczyła. Jedynym potrąconym był Will, który na moment zmienił się w cień, a potem spadł na dupę z największą miną zdziwienia jaką się dało zrobić. Samochód mocno zahamował i skręcił, a z auta wyszli kto inni niż Madeleine i Konrad.
- Mam nadzieję, że nic mnie nie ominęło? - powiedziała poprawiając włosy. Zanim zdążyłem odpowiedzieć usłyszeliśmy otwieranie drzwi i bieg. Otóż nasza grupka złoczyńców postanowiła, że w tym czasie wyciągną ich kolegę i zaczną uciekać. Zanim mogliśmy coś powiedzieć, Konrad rzucił się za nimi i wszyscy zniknęli zza rogiem. Jedyny kto został, to był ojciec-handlarz.
***
- Chcę się tylko upewnić, na pewno byłaś szczepiona na wściekliznę?
- Jeszcze raz się o to zapytasz i skończysz gorzej niż wtedy jak dostałeś talerzem.
- Cicho bądźcie. - Madeleine wyszła z limuzyny, a my zaraz po niej. - Możecie mi podziękować za nasz dojazd.
- Czy muszę powtarzać jeszcze raz po co tu jesteśmy? - spojrzałem na towarzyszące mi kobiety, wszyscy trzej byliśmy ubrani na galowo i ze spokojem byśmy przeszli jako ten 1% najbogatszej części społeczeństwa. Zasługa Madeleine. Emma westchnęła.
- Ojciec córki powiedział, że trzymał z córką dobre kontakty mimo, że porzucił i ją i matkę.
- A o co chodzi z tym balem? Dlaczego jest taki ważny? - powiedziałem poprawiając mój garnitur. Madeleine spojrzała na mnie jakbym właśnie obraził całą jej rodzinę
- Nie możesz nie wiedzieć o co chodzi z tym balem. Ballon d'automne annuel to jest jedyny bal w roku, gdzie gromadzą się elity nadistot z całego świata. Wampiry z rodowodem dalszym niż starożytni Egipcjanie, przedstawiciele największych klanów wilkołaków, najlepiej śpiewające syreny. WSZYSCY. Ludzie tutaj tylko mogą wejść, jeżeli są w związku z nadistotą lub idą na aukcje. Taki rolnik szuka żony, tylko że rolnikami są mega przystojni miliarderzy, co z tego, że nadistoty. Dlatego pamiętacie, pozujecie jako małżeństwo, więc macie jedno nazwisko - Blackwell.
- A dlaczego nie White? - Madeleine spojrzała na mnie poirytowana.
- W świecie nadistot takich jak oni i ja, człowiek musi wziąć nazwisko po nadistocie. Pamiętaj, wszyscy tutaj uznają wyższość nadistot nad ludźmi. I nie próbuj udawać nadistoty. Wszyscy czujemy, że jesteś człowiekiem. Cokolwiek zrobisz, staraj się nie odłączać od Emmy - inaczej mogą ciebie uznać, za jedną z przekąsek. To co, wchodzimy?
Wziąłem Emmę pod rękę i podeszliśmy do ochroniarza stojącego przed drzwiami. Madeleine dała mu trzy bilety, a on rozszarpał je pazurami i otworzył drzwi. Od razu osoby najbliżej wejścia rzuciły nam ciekawskie spojrzenia. Madeleine szepnęła mi do ucha.
- Zachowuj się jakbyś posiadał cały kontynent, pieniądze i władza tutaj to wszystko. - powiedziała po czym wpadła w sam środek tańców i znalazła sobie nowego partnera. Odwróciłem się do Emmy i wyciągnąłem do niej rękę.
- A więc m'lady. Shall we dance?
***
Powoli muzyka zaczęła cichnąć, obróciłem jeszcze jeden raz Emmę.
- Wiesz co? Czuję jakby już gdzieś to robili. Jakbyśmy byli jakimiś współlokatorami czy coś.
- Uwierz mi mam to samo uczucie. - Oboje się ukłoniliśmy. - do zobaczenia, mój ty kochany mężu.
Na środek wyszedł mężczyzna z mikrofonem- PAAANIIIEEE I PANOOOOWIEE! Przepraszam, że krzyczę, ale jakoś muszę zdobyć waszą uwagę. Teraz zatańczymy tradycyjny taniec pierwszych nadistot, proszę się nie śmiać, "Taniec wymienianiec". - mimo prośby prowadzącego, na sali wybuchł śmiech.
- Na miejsca! - wszyscy ułożyli się w pary, ja trafiłem na blondynkę mojego wzrostu, uśmiechnęła się do mnie pokazując swoje kły. - Ingrid Kopf, przyjemność po mojej stronie. - powiedziała w swoim ciężkim niemieckim akcencie.
- Blackwell Everett, do usług. - Zrobiłem głęboki ukłon za nim wziąłem ją za rękę, a muzyka zaczęła grać. Taniec ten nie różnił się prawie niczym od Belgijki, oprócz tego, że partnerami wymieniano się po przekątnej, tak, że każdy miał szansę zatańczyć z każdym. Niestety, moje śledztwo nie przyniosło żadnych satysfakcjonujących rezultatów. W końcu trafiłem na Madeleine.
-Everett, słuchaj. Mam trop. Zwijamy się.
Zadowolony zacząłem szukać Emmy, żebyśmy wszyscy trzej mogli stąd wyjść jak najszybciej. W końcu bycie jedynym człowiekiem w sali pełnej nadistot nie jest zbyt bezpieczne. Moje zadowolenie szybko przemieniło się w zaskoczenie, kiedy zauważyłem, że nową partnerką Emmy był nie kto inny, niż kochana i lubiana przez wszystkich -
Aideen.
<ALE PLOT TWIST NIE SPODZIEWALIŚCIE SIĘ, ŻE TAK SZYBKO WRÓCI CO?>
<1363 słowa bez tych w tej linijce>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz