Od Aideen CD. Ashley ft. Will

   Przewróciłam oczami i westchnęłam, chowając okulary do torebki.
- Nazywam się Aideen Byrne, jestem adwokatem. No i, jak twój kolega tutaj już się dowiedział - wskazałam na Willa. - Jestem członkiem tajnego stowarzyszenia nadistot. Jeśli uważacie, że te przepisy, które ostatnio zaczęły obowiązywać, są jakimś cholernym żartem, nie jesteście sami. Ludzie nas znacznie przewyższają w liczbie, ale jesteśmy silniejsi. Możemy coś z tym zrobić.
   Dziewczyna przyglądała się swoim dłoniom w ciszy. Nie odzywała się przez chwilę, po czym podniosła wzrok i spojrzała na mnie.
- Ilu nas jest?
   Wzruszyłam ramionami i dokonałam kilku szybkich obliczeń w głowie.
- Dwie setki? Może trochę więcej. Jeśli uda nam się uderzyć kilka strategicznych punktów ta liczba może wzrosnąć nawet siedmiokrotnie.
   Ashley pokiwała głową i spojrzała najpierw na Willa, potem znów na mnie.
- Nie wierzę ci.
- No cóż - zarzuciłam sobie torebkę na ramię. - Wierz w co chcesz, za tydzień jest zebranie. Mogę ci to po prostu pokazać.

***
Dwa dni później...

   Dzień zapowiadał się ciekawie. W końcu, nie codziennie samochód wjeżdża w sklep, w którym sobie dorabiasz.
- Spróbuję znaleźć kogoś, kto da radę szybko naprawić ci ścianę. W tym czasie ty - spojrzałam na rozwaloną witrynę i zaparkowany obok niej radiowóz z dwójką policjantów siedzących w środku. - Spróbuj tu trochę ogarnąć, bynajmniej na tyle ile się da. Nie martw się, dołożę się do tego czego nie pokryje to ubezpieczenie.
   Wykonałam kilka telefonów zanim w końcu dodzwoniłam się do kogoś, kto może mi pomóc.
- Da się to zrobić czy nie?
- Oczywiście, że się da. Mówię tylko, że to będzie kosztowne.
- Jestem pewna, że z kosztu można trochę zejść, jeśli przypomnę ci dlaczego nie zostałeś aresztowany za ten brak licencji.
   Nastała krótka chwila ciszy.
- Niech ci będzie.
- Kochany jesteś - rozłączyłam się i uśmiechnęłam sama do siebie. Wyszłam z zaplecza i krzyknęłam do Ashley.
- Ashley! Udało mi się zadzwonić po--
- Aideen, jeśli się nie mylę?
. . .
- Kto to był? - zapytała dziewczyna po tym, kiedy Emma odjechała razem ze swoim partnerem.
- Klientka z zeszłego tygodnia, której nie udało mi się obronić.
- I jest na wolności? I do tego pracuje w policji?
- Właśnie dlatego nie udało mi się jej obronić - usiadłam na ladzie przy kasie. - Moim obowiązkiem jest obrona wszystkich nadistot, ale tacy jak ona sprawiają, że nadzieja na lepsze jutro powoli zanika.
- Zdrajcy - prychnęła Ashley. - Lykan w policji.
- Może nie zdrajcy - przechyliłam głowę i uśmiechnęłam się lekko. - Tchórze, którzy wolą się przystosować, niż walczyć o swoje.

***

   Myślałam, że czeka mnie spokojne popołudnie. Rozwalony sklep, powracające problemy, takie tam. Ale oczywiście, musiał zadzwonić ten przeklęty rosjanin.
- Czego chcesz Dallas?
- Mówiłem ci, że znajomy mnie poprosił żebym mu odebrał towar, tak?
   Odchyliłam sobie oparcie fotela stojącego na zapleczu i westchnęłam. Zgadywałam, dokąd to zmierza.
- Ktoś cię złapał? - przejechałam dłonią po twarzy. Po tym pytaniu nastąpiła chwila ciszy.
- I tak, i nie.
- Huh? - zmarszczyłam brwi, czego mężczyzna i tak nie widział.
- No więc, wchodzę sobie na stadion. Widzę gościa, który ma dla mnie towar.
- No i co? - zapytałam nieco zirytowanym głosem.
- Ta laska z wcześniej tutaj jest. Siedzi kilka rzędów nad nim i patrzy na niego jak sęp.
   Odchyliłam się jeszcze bardziej na krześle wzdychając, po czym wstałam.
- Potrzebujesz czasu?
- Czytasz mi w myślach, kocham cię.
. . .
- Czy ty masz wszędzie wstęp? - zapytał Will, wchodząc za nami do pomieszczenia.
- To nie ja, gościu co tu pracuje najwyraźniej zna Ashley - spojrzałam na dziewczynę, która wzruszyła tylko ramionami.
- Nic z tego nie pamiętam, ale najwyraźniej wisiał mi przysługę.
   Spojrzałam na jeden z monitorów. Teraz tylko zrobić małe zbliżenie, dodać kochaną przez wszystkich rameczkę...
- Przysięgam, jeśli ten kretyn nie zdąży, wysyłam go w paczce na syberię.

***

- Potrzebujesz pudełka, czy masz jakieś? - zapytała Ashley kiedy szliśmy przez parking.
- Radiowóz wystarczy? - rzuciłam, kiedy zbliżaliśmy się do policjantów.
- To ty! Wiedziałam, że źle zrobiłam dając ci odejść.
   Widziałam, że dziewczyna ma broń. To może być problematyczne.
- Pozwólcie odejść mojemu koledze. Póki co, to jest prośba - zdjęłam okulary i przerzuciłam je z ręki do ręki. Męczy mnie ta dwójka.
- Twój kolega złamał prawo, a ty właśnie nam grozisz - odezwał się Everett wyciągając broń.
   Stwierdziłam, że nie będę na nich marnować mojej cierpliwości. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam swoją standardową melodię. Stwierdziłam, że Emma przyda mi się bardziej. W końcu, i tak powinna stać po naszej stronie.
   Chyba nie wiedziała co się dzieje, bo nie zdążyła się nawet postawić. Zdążyła tylko, świadomie lub nie, odrzucić swoją broń na bok. Żałosne.
- Emmo, wypuść proszę Dallasa.


<Adrianku odpisujesz Everettowi co się stało po tej emocjonującej walce>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^