Od Emmy CD. Everett & Madeleine

   Usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach, więc odwróciłam głowę w tamtą stronę siedząc na wygodnym fotelu.
- Drogi Evanie Hansenie, dziękuję za twoją uroczą notkę. Wiedz jednak, że niedźwiedzie polarne są objęte całkowitą ochroną od około dwudziestu lat, więc jeśli to ty nie chcesz zapłacić podwójnej kwoty za ten piękny dywanik, możemy pójść na układ i zwrócę ci połowę, z uwagi na mój skromny budżet.
   Chłopak stanął przed fotelem i patrzył na mnie i moje zarzygane ubranie z niesmakiem. Gdyby nie pracował w policji, powiedziałabym że wygląda jakby sam zaraz miał się porzygać.
- Z poważaniem, ja - uśmiechnęłam się ciepło i poprawiłam pozycje na fotelu.
   Uniósł tylko brwi i skrzyżował ręce jak jakaś księżniczka. Westchnęłam najdramatyczniej jak tylko potrafiłam.
- Dziękuję, że mnie tu wziąłeś. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. My hero. Jesteś fantastycznym przyjacielem.
- Już nie przesadzaj, widać że piłaś - minął mnie i fotel i udał się do kuchni. - Jak tam głowa?
- Wiem, że masz nadzieję, że teraz umieram. No cóż, masz rację, ale nie jestem cienką pizdeczką, żeby robić o to sceny i nie iść z tego powodu do pracy.
   Usłyszałam tylko stłumiony śmiech z drugiego pokoju. Wstałam i przyjrzałam się jeszcze raz mojej koszuli. Lubiłam tą koszulę.
- Gdzie jest łazienka? Chętnie bym skorzystała z niej wcześniej, ale nie chcę przez przypadek trafić w środek jakiegoś filmu z serii 50 Twarzy White'a, i znaleźć jakiegoś twojego pokoju z zabawkami.
- Ja nie wnikam w twoje fetysze, tym bardziej, że jesteśmy u mnie. Ja tam nie mam nic do ukrycia, nie wiem co ty tam chowasz w twoich piekielnych komnatach. Pierwsze drzwi na prawo.
   Z radością udałam się do jedynego miejsca, które mi teraz było potrzebne.

***

   Kiedy w końcu wyszłam spod prysznica stwierdziłam, że nie mam zamiaru jechać autobusem w zarzyganej koszuli. Założyłam tylko spodnie i narzuciłam koszulkę, po czym wyszłam z łazienki mało nie potrącając Everetta.
- Masz jakieś czyste ubrania? Bluze czy coś? - prychnął w odpowiedzi.
- Nie dość, że cię tu przyniosłem, zniszczyłaś mi dom i samochód, to jeszcze mam ci dawać ubrania? Nie jesteś bezdomna, kup se jakieś po drodze.
- Tak też myślałam, dlatego powiedz tylko swoim znajomym z miasta, żeby mnie nie aresztowali jeśli nie będę "odpowiednio ubrana" w miejscu publicznym.
   Chciałam odejść i wziąć resztę moich rzeczy, ale na podłodze w miejscu gdzie stałam zdążyła się już utworzyć kałuża wody, na której się pośliznęłam i poleciałam do tyłu. Przygotowałam się już na uderzenie, ale poczułam że chłopak złapał mnie w talii.
- Ty to pozmywasz - powiedział zirytowanym głosem.
- Wow, dzięki. Zdałeś test zaufania, A+, dobry człowiek.
- O KURRRWAAA - usłyszałam znajomy głos. Oboje odwróciliśmy się w tamtym kierunku, żeby zobaczyć Madeleine stojącą w progu kuchni. W środku domu. Dom był zamknięty.
- To nie na co wygląda - odezwaliśmy się w tym samym momencie. Everett puścił mnie bez ostrzeżenia. Uderzyłam plecami w kałużę wody, wycierając ją przy okazji swoją koszulką, zacisnęłam zęby podnosząc się na łokcie, a potem wstając.
- Nie mam zamiaru i nie chcę wnikać w waszą chorą relację, ale w końcu mamy świadka, który zechciał zeznawać.
   Przeciągnęłam się i ziewnęłam.
- Człowiek czy nadistota?
- Człowiek, Elizabeth Reed. Twierdzi, że ma informacje na temat całej tej mafii.
   Trochę wspomnień wróciło do mnie z poprzedniej nocy.
- Ah, Eliza. Rozmawiałam z nią wczoraj w barze.
   Madeleine i Everett popatrzyli na mnie oboje.
- Co.

***

    Spotkaliśmy się w tym samym barze. Madeleine i Elizabeth usiadły na boku, tam gdzie nikt nie będzie mógł podsłuchiwać. Everett i ja podeszliśmy jeszcze dopytać barmana o kobietę. Okazuje się, że przychodzi tu regularnie tak samo jak ja. Po prostu przychodzi wtedy kiedy ja akurat siedzę w biurze, dlatego nigdy wcześniej jej nie widziałam. Wzięliśmy jeszcze wino dla Madeleine, też chciałam coś kupić, ale Everett uderzył mnie w rękę kiedy wyciągałam portfel, po czym poszliśmy do stolika.
- Eliza mówi, że jest agentką nieruchomości. Podejrzewa, że niektóre z jej lokali mogą być wynajmowane przez osoby, których szukamy.
- Jaki to rodzaj nieruchomości? - usiadłam i przyjrzałam się kobiecie. Była trochę starsza ode mnie, obstawiam około trzydziestki. Była elegancko ubrana i nosiła drogie kolczyki. Przykuły moją uwagę, bo były ze srebra i miały zwisające z nich szkarłatne rubiny. Pomyślałam sobie, że też chcę takie kolczyki, ale potem przypomniało mi się dlaczego nie noszę biżuterii.
- Parę magazynów. W większości zazwyczaj jest pusto kiedy przychodzę, ale jeden z nich ma zamontowany czujnik ruchu. Ciągle ktoś w nim siedzi, nawet teraz ktoś tam jest.
   Wzięłam głęboki wdech i zamyśliłam się na chwilę. To zdecydowanie najdłuższa sprawa jaką w życiu dostałam. Przez resztę rozmowy nie usłyszeliśmy nic interesującego. Powiedziała tylko jak długo wynajmowała, parę innych mało istotnych detali. Powiedziała też, że wydaje jej się, że w magazynie siedzi średnio pięć osób, więc pewnie będziemy potrzebować wsparcia. Całą tą rozmowę dzwoniło mi w uszach kiedy tylko ktoś się odzywał, prawdopodobnie przez kaca.
   Everett wykonywał telefon, my w tym czasie podziękowałyśmy kobiecie. Podczas pożegnania dostałam od niej jeden z tych dziwnych uśmiechów, takich których się nie zapomina. Tak, to zdecydowanie nie jest osoba, z którą bym chciała rozmawiać poza miejscami takimi jak bar.

***

   Pół godziny później ja i Everett siedzieliśmy w samochodzie, za którego mycie już wcześniej uregulowałam rachunek. Madeleine wysiadła chwilę wcześniej, żeby sprawdzić czy w środku budynku faktycznie ktoś jest. Sama chciałam to zrobić, ale nalegała żebym została w samochodzie, bo jestem zbyt głośna. Uzupełniałam spokojnie amunicję w obu moich pistoletach, chłopak przeniósł na mnie wzrok.
- Nie przesadzasz trochę? Nie idziemy ich zabić tylko aresztować.
   Wzruszyłam ramionami i skrzywiłam się mocując jeden z nich do paska.
- To nadistoty, będą pewnie czegoś próbowały.
- Jesteś nadistotą, o co ci chodzi?
- Sam ich nienawidzisz, a o co tobie chodzi? - przymocowałam drugi pistolet do paska i zaczęłam się przyglądać widocznemu przez szybę magazynowi. - Aresztowałbyś mnie, gdybym ci powiedziała, że kiedyś poważnie złamałam prawo?
- Pewnie tak.
- Eh, możesz to zrobić jak już skończymy z tą sprawą - uśmiechnęłam się lekko. - Za bardzo mnie potrzebujesz, żeby się mnie tak pozbyć.
   Zaśmiałam się i minęła dość długa chwila, zanim się odezwałam.
- Po tym, kiedy mój tata zaginął, szukano go przez tydzień. Tydzień. Miasto było tak małe, a społeczność na tyle przywykła do tego, że ludzie po prostu znikali, że nikt się nie przejął kolejną osobą. Zawsze i tak się okazywało, że ludzie po prostu uciekali. Wszyscy bali się nadistot, nikt nie chciał mieć sąsiada wampira. Próbowałam prosić, próbowałam wszystkiego. Nie ma nic, co możemy zrobić. Tyle usłyszałam od policji - spojrzałam na Everetta, a potem znowu za szybę. - Więc sama zaczęłam szukać. Zapłaciłam kilku, lekko mówiąc, podejrzanym typom żeby mi pomogli. Prowadziłam własne śledztwo, a oni dla mnie przepytywali miejscowych. Sama znalazłam go w ciągu kolejnych kilku dni. Leżał w rowie przy jakiejś autostradzie zaraz obok miasta. Okazało się, że chodził za nim jakiś cień. Powoli i boleśnie zabijał go od środka przez tygodnie, ja i mama myślałyśmy, że tata jest po prostu chory. No i w końcu, kiedy już nie było się czym żywić, cień dokończył robotę.
   Przerwałam na chwilę, żeby zebrać myśli.
- Jego też znalazłam. Powiedział tylko, że nie miał wyjścia. Stał przed wyborem: jego życie, albo życie kogoś innego. Ja też wybrałam. Stwierdziłam, że ktoś kto wybiera siebie nie zasługuje na życie. Potem zostałam prywatnym detektywem. Ale to nie dlatego, że policja mnie zawiodła.
   Zobaczyłam Madeleine, która szła w kierunku samochodu.
- Zostałam detektywem po to, żeby inni nie musieli czuć się jakby ich bliscy byli tylko kolejnym posiłkiem, albo kolejną ofiarą. Te wynaturzenia nie zasługują na to, żeby inni byli poświęcani dla nich. To one odebrały mi ojca.
   Otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu, nie czekając na komentarz.

<Letz go get them criminalsssss>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^