Od Lilly CD Aideen

   Ponownie spędzałam sobotni poranek nad dokumentacją. W pokoju unosił się subtelny zapach whiskey z colą zmieszany, z ostrym zapachem papierosów. Właśnie kończyłam rozmowę z moją szefową kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Chwila! Już biegnę!
   Nałożyłam na siebie szarą koszulę i wczorajsze spodnie leżące na kanapie. Zgrabnym ruchem ręki zrzuciłam dokumenty do teczki, a ją samą kopniakiem wsadziłam pod łóżko. Kiedy wszytko już było schowane otworzyłam drzwi. Kiedy je otworzyłam ujrzałam mężczyznę ze skrzyżowanymi rękoma, obok niego lewitowała jakaś dziwna postać, a między nimi leżała torba treningowa. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale kobieta go uprzedziła.
- Lilly Mey, jeśli się nie mylę? Jestem Aideen, rozmawiałyśmy jakiś czas temu. Mamy sprawę, w której nam pomożesz. Może wejdziemy do środka i przedyskutujemy warunki?
   Spojrzałam na dwójkę nietypowych adwersarzy. Po chwili jednak przypomniałam sobie kim oni są i dość zaskoczonym głosem zaprosiłam ich do środka.
- Naturalnie, co was... zresztą. - Wskazałam ręką na przedpokój - Wchodźcie i rozsiądźcie się, zaraz wszystkiego i tak się dowiem.
   Rozsiedliśmy się w dużym pokoju, zanim jednak wymieniliśmy uprzejmości zamknęłam wszystkie okna, wyłączyłam całą elektronikę i upewniłam się, że podsłuchy zostały tymczasowo zagłuszone moją typową metalową muzyką.
- Więc, co was tu sprowadza? - Zapytałam uśmiechając się.
- Przejdźmy do sedna, miałam wypadek i potrzebuję, żeby ktoś mnie wskrzesił.
- Co z tego będę miała?
- Cena nie gra roli ale wiesz, też nie mamy wszystkiego.
- Kto wam powiedział, że jestem w stanie wam pomóc?
- Czy to ważne? - Odparł mężczyzna.
- Ważne, informacja to klucz do sukcesu.
- Podobno bywał w twoim barze, ma na imię Patri. Nie mam przy sobie jego zdjęci, ani opisu, nie wiem też do końca kim jest. Wiem tylko, że należy do rebeliantów i jest wilkołakiem.
- Skoro nie masz, cóż muszę się tym zadowolić. - Westchnęła.
- To pomożesz nam? - Zapytała lekko poirytowana Aideen.
- Tak, ale sama informacja to mało, chcę więcej. Powiedzmy, że na początku chcę informacje im jest, wywiad. To jest mój pierwszy warunek. Na razie tyle starczy ale pamiętaj, że jeszcze zwrócę się o przysługę.
- Dobra, dobra, tak długo jak wrócę do żywych.
- Więc mamy umowę.
   Wyciągnęłam rękę w stronę Aideen. Mimo jej dziwnej natury obie poczułyśmy uścisk na naszych dłoniach. Nagle Aideen poczuła jak na jej dłoni wypala się symbol czarnego półksiężyca. Mimo iż była duchem czuła wypalenie niczym za życia. Podczas całego procederu syknęła cicho pokazując swoją dominację, ale jednocześnie było widać irytację w jej oczach.
- A to, po co?
- Żebyś pamiętała o naszym układzie kochanie.
  Wstałam z łóżka i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Chwilę mi to zajęło, ale wreszcie znalazłam starą książkę, w skórzanej oprawie na jednym z regałów. Wzięłam ją i zaczęłam wertować kruche strony grimoire. Mi księga pokazywała wiedzę, dla Aideen i Dallasa była ona jedynie zbiorem dziwnych liter, szlaczków, ikon, ornamentów i monogramów. Kreski łączyły się w dziwne figury i postaci. Kiedy zaczęłam czytać jeden z wersów na głos, strony lekko podniosły się wraz, z moimi włosami ruszone dziwnym wiatrem, moje oczy lekko zbledły. W tym momencie czas był dla mnie jedynie względnym pojęciem. Kiedy jednak strony wraz, z moimi włosami opadły wszyłam z transu.
- Już wiem co musimy zrobić - Odrapałam zadowolona.
- Co takiego? - Zapytała kobieta.
- Nic specjalnego ale masz pewien problem. Ja zajmę się przygotowaniami, ale jednej rzeczy nie będę w stanie przygotować.
- Czego?
- Musisz dostarczyć mi cało osoby, która cię zabiła. W tym świecie nie ma nic za darmo. Prawo równej wymiany jest prawem równej wymiany. I tak łamię kodeks bo chcę przywrócić cię do życia więc też oczekuję sowitej zapłaty. 
- Niech ci będzie.
- Masz trzy dni, przybądź do lasu za miastem, znajdziesz mnie po fluorescencyjnych śladach zostawionych na drzewach. Zjaw się przed północą.
   Odłożyłam książkę na regał i podałem jej rękę by upewnić się jej intencji.
- To jak będzie?

<Aideen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^