- Daj mi jeden powód, dla którego nie powinnam cię aresztować - wystawiłam rękę, nie mogąc się przestać uśmiechać. Ze względu na nadistoty wokół nas dziewczyna wzięła moją dłoń i kontynuowała taniec.
- Daj mi jeden powód, dla którego nie powinnam krzyknąć, że jesteś z policji i pracujesz dla ludzi - syknęła w odpowiedzi.
- Już raz próbowałaś się mnie pozbyć, ale to ci chyba za dobrze nie wyszło, co?
Nie wiem czemu Aideen mnie właściwie jeszcze nie wydała, czy to dlatego, że tak bardzo nie chciała zostać aresztowana, czy miała inne powody.
- Nie wiem po cholerę ty i ten twój klub z domku na drzewie tu jesteście, ale nie mieszaj się w moje sprawy, to ja się nie będę mieszać w twoje.
Zaśmiałam się, po czym nadepnęłam jej obcasem na stopę i pochyliłam się do niej.
- Jesteś pewna, że chcesz mi grozić?
- Jestem pewna, że tymczasowe zawieszenie broni dobrze zrobi nam obu. Mam na plecach grupę bardzo niemiłych osób, które chętnie by ciebie poznały. Czy tego chcę czy nie, jeśli będziesz się trzymać blisko mnie, prędzej czy później do ciebie dotrą.
Spojrzałam za siebie, wiedząc że Everett się nam przyglądał cały ten czas. Na początku postanowiłam go zignorować, ale wiedziałam że zrobi coś głupiego jeśli ta rozmowa będzie się ciągnąć jeszcze przez chwilę. Puściłam dziewczynę i westchnęłam.
- Idź, zanim się rozmyślę. Ah i jeszcze, wiem że się podawałaś tu za mnie.
Na to odpowiedzi już nie dostałam, bo Aideen odbiegła w stronę wyjścia. Wyciągnęłam rękę w bok, zatrzymując Everetta, który już chciał biec za nią.
- Przecież musimy ją aresztować--
- Nie teraz - poprawiłam włosy i przetarłam rękoma twarz. - Jeśli mamy ją aresztować, chcę żeby posiedziała trochę dłużej. Zemsta musi potrwać, żeby była satysfakcjonująca.
- Lubię twój sposób myślenia, ale tak się nie pracuje w policji.
Uśmiechnęłam się i odwracając w stronę wyjścia poklepałam chłopaka po ramieniu.
- Nie martw się, ja nie powiem szefowi, jeśli ty nie powiesz.
***
Siedziałam z laptopem na kolanach, pijąc kawę i przeglądając moje zapisane foldery na osoby, które mogą mieć jakikolwiek związek z prowadzonymi przeze mnie sprawami. Fascynująca lektura, szczególnie kiedy takie rzeczy pisze się samemu. Skracanie sobie wszystkiego do takich zdań jak ta suka co zabiła burmistrza w 89 są bardzo przydatne.
- Wiesz, że nie musisz tak siedzieć - odezwał się Everett, przerywając ciszę.
- Na biurku już jest komputer i inne rzeczy, nie będę wszystkiego wywalać na podłogę, żeby postawić mój laptop. W biurze nie mam takich problemów.
- Po co ci tak właściwie to biuro? - zapytał. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Skoro masz pracować w policji, to nie potrzebujesz swojego biura prywatnego detektywa.
Skrzywiłam się i zamknęłam laptopa.
- Nigdy nie powiedziałam, że mam zamiar pracować na pełen etat.
- A dlaczego nie? - odwrócił się na krześle w moją stronę. - Jak się boisz, że nie będziesz miała co robić, to może przestań pozwalać na to, żeby przestępcy nam uciekali bez powodu.
- Zatrzymaj się na chwilę i spójrz na świat poza sobą, proszę - przewróciłam oczami i westchnęłam. - Jak dałam jej odejść to chyba miałam swoje powody. Masz chyba swoje sprawy do rozwiązania? Moje pozostaw mi.
- Gdyby nie tacy jak ty, to mielibyśmy tu ciekawsze rzeczy do roboty.
Wstałam, mało nie przewracając krzesła, i kładąc laptopa na klawiaturę komputera.
- A co to niby miało znaczyć? Że nie jestem wartościowym członkiem społeczeństwa bo jestem prywatnym detektywem, czy bo jestem detektywem nadistotą?
Nie odpowiedział od razu, zanim zdążył przerwałam mu.
- Ja też nie przepadam za tym, skąd pochodzę, ale to tacy jak ja, którzy tak właściwie starają się przyłożyć do rozwoju ludzkości, powinni zajmować takie wysokie stanowiska jak twoje.
- Nie wiem czy pamiętasz - również wstał podczas wypowiadania tego zdania. - Ale jeszcze wczoraj byłaś gotowa mnie zabić. Gdybym chciał, mógłbym sprawić, że cię za to stąd wyjebią na zbity--
- Tak tak, najchętniej to byś się mnie pozbył. Już raz miałeś okazję, skorzystałeś z niej? Pamięć mnie zawodzi. Gdyby nie ja, to miasto pogrążyłoby się w anarchii przez takich niekompetentnych kretynów jak ty, siedzących za biurkami z pieprzoną plakietką porucznik. Rozdajesz tylko mandaciki, czy czasami zajmiesz się czymś pożytecznym, oprócz pogarszania życia tych niżej od ciebie?
- Nie, czasami jestem zagryzany na śmierć przez psy kiedy pracuje. A może przez nadistoty? Nie wiem, ale jedyne miejsce do jakiego pasują to jako psy policyjne. Niech ludzie zajmą się prawdziwą pracą, o ile wiesz na czym to w ogóle polega.
Postanowiłam pozostawić to bez komentarza, wzięłam tylko laptopa i torbę, po czym skierowałam się w stronę drzwi.
- Tak, teraz wyjdzie. Pieprzona księżniczka.
- Pierdol się, White - rzuciłam otwierając drzwi i pokazując chłopakowi środkowy palec.
***
Pożegnałam z uśmiechem kobietę, po czym upadłam na krzesło z głośnym westchnięciem. Ludzie czasami nie rozumieją, że detektyw to nie psycholog. Potrzebuję tylko nazwiska i najważniejsze detale, nie potrzebuję całej historii o tym jak to on zostawił mnie dla niej a przecież wszystko się między nami układało? To na pewno on to zrobił, nie dlatego że mam dowody, ja po prostu to wiem!
Zaczęłam wpisywać sobie w kalendarz miejsca, które przydałoby się sprawdzić. Przy okazji sprawdziłam sobie resztę spraw, które wzięłam, żebym nie musiała jeździć w jedną i drugą jak idiotka. Jak już coś robić, to można zająć się wszystkim za jednym razem.
Korzystając z tego, że nie muszę nigdzie dziś jechać, postanowiłam zadzwonić do paru starych klientów, powiadamiając ich o tym jak wygląda ich sprawa. Kilku musiałam odesłać do kogo innego, ponieważ doszłam do momentu w ich sprawach, kiedy nie mogę im już dalej pomóc. Niektórzy to rozumieją, inni mniej i próbują robić sceny. Rozumiem, że czasami lepiej jest zapłacić tylko jednej osobie za zrobienie wszystkiego za nas, ale ja tylko pomagam znajdywać złych ludzi, nie mam zamiaru pozywać i zamykać czyjegoś ex przez zwykłe, jak się często okazuje, nieporozumienie.
Everett i ja się od wczoraj do siebie nie odzywaliśmy, zastanawiałam się, czy już jestem zwolniona, czy jeszcze nie. Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, nie można karać dwa razy za to samo, więc zgodnie z prawem nie może mnie teraz za nic aresztować. Tak właśnie wygląda planowanie na przyszłość.
***
Od kilkunastu minut siedziałam w samochodzie, zastanawiając się co powinnam zrobić. Po całym dniu siedzenia w biurze chciałam wrócić do domu, ale był jeden malutki problem.
Mieszkam w bogatej dzielnicy, mało osób jest w stanie kupić tutaj dom. Z tego powodu jest tu dużo pustych domów, tak jak na przykład dwie wille obok mnie. Nikt tutaj też nie jeździ samochodami jak z wysypiska, więc oczywistym było, że ten zaparkowany przed moim domem nie należy do żadnego z moich sąsiadów. Ktoś na mnie czeka.
Pierwsze o czym pomyślałam, to zadzwonienie na policję. No ale przecież, nie dam temu kretynowi jakiejkolwiek satysfakcji. Mam przecież broń, co może pójść nie tak? Dam radę jednemu czy dwóm najemnikom.
Fun fact, było ich więcej niż Emma się spodziewała.
. . .
Budzenie się w starym magazynie ze skutymi rękoma, zdecydowanie nie jedno z moich ulubionych zajęć. Kiedy pierwsze co widzisz to osoba, która chciała cię kiedyś zamordować, też nie jest fajnie. Ale nie to jest najgorsze...
- Rozumiem, że masz za złe ten strzał w kolano, ale mogłaś nas zabić tam gdzie staliśmy, zamiast zmuszać mnie do dzielenia moich ostatnich chwil z Everettem - powiedziałam podnosząc wzrok na Elizę.
- Też cię c i e s z ę, że cię widzę - usłyszałam głos chłopaka za sobą.
- No coś ty, to by było zbyt proste. Jeszcze nie zdecydowałam co z wami zrobię, więc będziecie musieli zaczekać. Coś dużego się szykuje w czasie kiedy my tu sobie siedzimy, więc nie mamy dużo czasu - uśmiechnęła się i klęknęła przy mnie, palcem przejeżdżając po ranie i zaschniętej krwi na moim policzku. - Mówiłam chłopcom, żeby ciebie za bardzo nie uszkodzili. Najwidoczniej ciężko ci jest współpracować bez walki? Już jedną bliznę na policzku masz, nie potrzebujesz następnych bo nikt cię nie zechce.
Wstała i przeszła do stołu za mną. Odwróciłam się na tyle ile mogłam, ale widok blokował mi metalowy słup, wraz z przykutym po jego drugiej stronie Everettem. Oczywiście, że przykuła nas do siebie. Przecież w każdym filmie tak robią.
- Chcę się pozbyć nadistot raz na zawsze. Nadzieja potrafi dodawać tyle sił, świetne narzędzie destrukcji. Ale fałszywa nadzieja - przerwała na chwilę i oparła się o stół plecami. - Fałszywa nadzieja to coś, czym można zniszczyć źródło problemu, zamiast tylko leczyć objawy.
W czasie jej monologu zdążyłam rozejrzeć się po pomieszczeniu, po mojej stronie nie było nic, co mogłoby pomóc mi się uwolnić. Jedyne co zauważyłam to moja kurtka, którą zgaduje zdjęto mi kiedy byłam nieprzytomna. W magazynie było zimno w samej koszulce, brakowało mi teraz tej kurtki. Obok niej leżała moja broń, a jeszcze kawałek dalej pare innych rzeczy, które zakładałam należały do Everetta.
- Pierdolisz bez sensu, pojebana kobieto - odezwał się Everett. Dosłownie wyrwał mi te słowa z ust.
- O tym się jeszcze zdążymy przekonać. Wiecie, to trochę żałosny widok tak patrzeć na dwie ikony bezpieczeństwa tego miasta tak bezsilnie siedzące, czekające na cokolwiek ich czeka. Od razu się człowiek zastanawia, ile warte jest to bezpieczeństwo.
- Ty suk-- - odezwaliśmy się jednocześnie. Eliza jedynie zaśmiała się w odpowiedzi, po czym odeszła w stronę wyjścia.
- Zobaczymy się później. Musimy przedyskutować parę spraw.
Po tych słowach wyszła z magazynu, słychać było jak z kimś rozmawia a potem odjeżdża samochodem.
- Świetnie - prychnął Everett. - To wszystko twoja wina.
- Moja wina?! - pociągnęłam rękoma do siebie, skracając łańcuch którym byliśmy skuci, sprawiając jednocześnie, że chłopak uderzył plecami i głową w słup, który nas dzielił. - Gdybyście wykonywali swoją pracę i tak właściwie znaleźli Elizę, to nic by się nie stało! Jak trudno jest znaleźć mordercę w mieście jeśli wiesz kto nim jest?!
- To nie byłoby konieczne gdybyś nie dała uciec KAŻDEMU podejrzanemu jakiego dotychczas mieliśmy! - tym razem to on pociągnął za łańcuch, i gdy tylko moje ciało zetknęło się z metalem, poczułam znajomy, palący ból.
Krzycząc i klnąc pociągnęłam łańcuch w swoją stronę, przy okazji sprawiając że Everett znowu uderzył w słup. Zacisnęłam zęby i czekałam cierpliwie aż ból minie.
- Musi mieć dużo kasy, jeśli wydała ją tylko po to, żeby pokryć ten słup srebrem. Musi bardzo Cię nienawidzić, gdyby tylko był sposób żeby nigdy nie doszło do tej sytuacji.
Nie odzywałam się przez chwilę, zbierając myśli. Westchnęłam, słyszalnie poirytowana.
- Nie miałam amunicji żeby strzelić jej w drugie kolano, a nawet z jednym nie dałaby rady sama uciec. Ktoś po nią przyjechał i tyle, mogłam ją aresztować albo ratować ci życie. Będziesz teraz miał mi za złe, że dzięki mnie jeszcze oddychasz?
Spuściłam nieco z tonu wypowiadając te słowa. Sama siebie obwiniałam za to, że Eliza nam wtedy uciekła. Ale nie mogę powiedzieć, że będąc w takiej sytuacji jeszcze raz nie dokonałabym tego samego wyboru co wtedy.
- Rozumiem, że masz za złe ten strzał w kolano, ale mogłaś nas zabić tam gdzie staliśmy, zamiast zmuszać mnie do dzielenia moich ostatnich chwil z Everettem - powiedziałam podnosząc wzrok na Elizę.
- Też cię c i e s z ę, że cię widzę - usłyszałam głos chłopaka za sobą.
- No coś ty, to by było zbyt proste. Jeszcze nie zdecydowałam co z wami zrobię, więc będziecie musieli zaczekać. Coś dużego się szykuje w czasie kiedy my tu sobie siedzimy, więc nie mamy dużo czasu - uśmiechnęła się i klęknęła przy mnie, palcem przejeżdżając po ranie i zaschniętej krwi na moim policzku. - Mówiłam chłopcom, żeby ciebie za bardzo nie uszkodzili. Najwidoczniej ciężko ci jest współpracować bez walki? Już jedną bliznę na policzku masz, nie potrzebujesz następnych bo nikt cię nie zechce.
Wstała i przeszła do stołu za mną. Odwróciłam się na tyle ile mogłam, ale widok blokował mi metalowy słup, wraz z przykutym po jego drugiej stronie Everettem. Oczywiście, że przykuła nas do siebie. Przecież w każdym filmie tak robią.
- Chcę się pozbyć nadistot raz na zawsze. Nadzieja potrafi dodawać tyle sił, świetne narzędzie destrukcji. Ale fałszywa nadzieja - przerwała na chwilę i oparła się o stół plecami. - Fałszywa nadzieja to coś, czym można zniszczyć źródło problemu, zamiast tylko leczyć objawy.
W czasie jej monologu zdążyłam rozejrzeć się po pomieszczeniu, po mojej stronie nie było nic, co mogłoby pomóc mi się uwolnić. Jedyne co zauważyłam to moja kurtka, którą zgaduje zdjęto mi kiedy byłam nieprzytomna. W magazynie było zimno w samej koszulce, brakowało mi teraz tej kurtki. Obok niej leżała moja broń, a jeszcze kawałek dalej pare innych rzeczy, które zakładałam należały do Everetta.
- Pierdolisz bez sensu, pojebana kobieto - odezwał się Everett. Dosłownie wyrwał mi te słowa z ust.
- O tym się jeszcze zdążymy przekonać. Wiecie, to trochę żałosny widok tak patrzeć na dwie ikony bezpieczeństwa tego miasta tak bezsilnie siedzące, czekające na cokolwiek ich czeka. Od razu się człowiek zastanawia, ile warte jest to bezpieczeństwo.
- Ty suk-- - odezwaliśmy się jednocześnie. Eliza jedynie zaśmiała się w odpowiedzi, po czym odeszła w stronę wyjścia.
- Zobaczymy się później. Musimy przedyskutować parę spraw.
Po tych słowach wyszła z magazynu, słychać było jak z kimś rozmawia a potem odjeżdża samochodem.
- Świetnie - prychnął Everett. - To wszystko twoja wina.
- Moja wina?! - pociągnęłam rękoma do siebie, skracając łańcuch którym byliśmy skuci, sprawiając jednocześnie, że chłopak uderzył plecami i głową w słup, który nas dzielił. - Gdybyście wykonywali swoją pracę i tak właściwie znaleźli Elizę, to nic by się nie stało! Jak trudno jest znaleźć mordercę w mieście jeśli wiesz kto nim jest?!
- To nie byłoby konieczne gdybyś nie dała uciec KAŻDEMU podejrzanemu jakiego dotychczas mieliśmy! - tym razem to on pociągnął za łańcuch, i gdy tylko moje ciało zetknęło się z metalem, poczułam znajomy, palący ból.
Krzycząc i klnąc pociągnęłam łańcuch w swoją stronę, przy okazji sprawiając że Everett znowu uderzył w słup. Zacisnęłam zęby i czekałam cierpliwie aż ból minie.
- Musi mieć dużo kasy, jeśli wydała ją tylko po to, żeby pokryć ten słup srebrem. Musi bardzo Cię nienawidzić, gdyby tylko był sposób żeby nigdy nie doszło do tej sytuacji.
Nie odzywałam się przez chwilę, zbierając myśli. Westchnęłam, słyszalnie poirytowana.
- Nie miałam amunicji żeby strzelić jej w drugie kolano, a nawet z jednym nie dałaby rady sama uciec. Ktoś po nią przyjechał i tyle, mogłam ją aresztować albo ratować ci życie. Będziesz teraz miał mi za złe, że dzięki mnie jeszcze oddychasz?
Spuściłam nieco z tonu wypowiadając te słowa. Sama siebie obwiniałam za to, że Eliza nam wtedy uciekła. Ale nie mogę powiedzieć, że będąc w takiej sytuacji jeszcze raz nie dokonałabym tego samego wyboru co wtedy.
<GL HF>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz